Następny nie wiem kiedy się pojawi, bo za pewne będzie ciężko z czasem. Właśnie dlatego póki mam czas to dodaje. Trochę to mnie przeraża, że tak codziennie dodaję, no ale trudno się mówi i żyje się dalej. :)
Ten rozdział chyba jest troszkę chaotyczny. Zawiera sporo przemyśleń. Z resztą sami zobaczcie. Nie będę się rozpisywać.
Drogi czytelniku, jeśli tu jesteś proszę pozostaw coś po sobie. Nawet najmniejszy Twój pozostawiony ślad wywoła uśmiech na mojej twarzy.
Zapraszam do czytania.
Poranek był ciężki, jak to zazwyczaj po imprezie. Miałam
wrażenie, że w ustach mam Saharę. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam na
zegarek stojący na szafce nocnej tuż obok mojego łóżka. Dziesiąta trzydzieści,
pora wstawać. Rozejrzałam się, Jenny nie było w łóżku, musiała wstać przede
mną. Zwlekłam się z łóżka, wzięłam coś do ubrania i powędrowałam do łazienki.
Ubrałam się, uczesałam i pomalowałam. Gotowa poszłam do kuchni, gdzie ku mojemu
zdziwieniu siedział Nikki razem z Jenny, jedząc sobie w najlepsze śniadanie i
ucinając sobie przy tym pogawędkę. Gdy mnie zauważyli ucichli.
-Zrobiliśmy śniadanie.- powiedziała Jenny i szeroko się uśmiechnęła.
-Zrobiliście? Razem? Nikki zawsze unikałeś moich koleżanek…- to prawda, kiedy już jakaś dziewczyna do nas przychodziła to Nikki natychmiast znikał. Uważał, że nie warto tracić czasu dla jakichś małolat.
-Kiedyś musi przyjść zmiana…-odpowiedział i także się uśmiechnął.
Ja natomiast wzruszyłam ramionami, usiadłam przy stole i nałożyłam sobie jedzenia. Jako, ze mój brat był w wyjątkowo dobrym humorze, zaczął wywlekać kompromitujące historyjki z dzieciństwa ze mną w roli głównej. Czułam się naprawdę zażenowana. Jednak Nikki nie zamierzał się hamować, a Jenny była widocznie rozbawiona. Gdy skończyłam jeść śniadanie postanowiłam wreszcie zabrać głos.
-Nikki nawet nie wiedziałam, że jesteś taki rozrywkowy. Oczywiście imprezy i tak dalej to wiem, ale zabawianie moich koleżanek…- wyraz twarzy mojego brata natychmiast się zmienił, a Jenny przestała się śmiać. No tak troszkę popsułam im świetną zabawę, ale mnie wcale nie bawiło wywlekanie kompromitujących historyjek z dzieciństwa przed moją nową koleżanką. Postanowiłam zmienić temat.- Jenny widziałam, że na matematyce robiłaś notatki, u mnie z tym bywa różnie. Mogłabyś może pożyczyć mi zeszyt?
-Tak jasne, zostawię ci go.- odpowiedziała i się uśmiechnęła, w sumie to często się uśmiechała, w przeciwieństwie do mnie była bardzo pogodna.- Właściwie to powinnam już się powoli zbierać. John zaraz będzie. – wstała od stołu i poszła do mojego pokoju.
-Naprawdę nie musiałeś mnie tak ośmieszać.- powiedziałam prawie szeptem, tak żeby Jenny na pewno mnie nie usłyszała.
-Oj błagam cię, to nic takiego. - odpowiedział Nikki i odpalił papierosa.
-Miałeś nie palić w domu…
-Mój dom moje zasady.- wyszczerzył się, a ja tylko przewróciłam oczami. Chwilę później Jenny ponownie do nas dołączyła.
-Ogólnie to chciałam przeprosić za wczoraj… Strasznie mi głupio, że aż tak się upiłam. Alex dziękuję, że mnie ogarnęłaś i zabrałaś do domu. Nie wiem co by powiedział John gdyby mnie zobaczył w takim stanie.- powiedziała blondynka.
-Daj spokój, to chyba oczywiste, że się tobą zajęłam, chyba każdy by tak postąpił.-nie prawda nie każdy, moi „znajomi” nigdy by mi nie pomogli w takiej sytuacji.- Z resztą to trochę moja wina, gdyby cię nie wzięła na tą imprezę to do niczego takiego by nie doszło.
Naprawdę męczyły mnie wyrzuty sumienia, nie chodziło bynajmniej o sam fakt wyjścia z nią, bo z tego się cieszę, ale o to, że wzięłam ją do miejsca, które było czymś zupełnie nowym dla niej, a nawet niebezpiecznym. W końcu ustaliłyśmy, ze żadna z nas nie powinna mieć wyrzutów sumienia i, że w sumie ta impreza była całkiem ok. Później Jen poprosiła abym opowiedziała jej coś o życiu w Los Angeles i o moich początkach, o tym jak się tu znalazłam i jak radziłam sobie w pierwszych miesiącach pobytu tutaj. Postanowiłam na początku darować sobie rzewne opowiastki o smutnym dzieciństwie, mamie alkoholiczce, ojcu który zwiał, wiecznych przeprowadzkach i facetach mamy, opowieść o tym jak się tu znalazłam ograniczyłam do minimum. Nie jestem osobą zbyt wylewną. Andy, mimo, że jesteśmy ze sobą już dość długo, wciąż wie o mnie bardzo niewiele, ale myślę, że to go za bardzo nie boli. Chyba niezbyt obchodzi go moja przeszłość, sam także jakoś dużo mi o sobie nie opowiadał, ale ja też nie pytałam. Wychodzę z założenia, że są rzeczy, które zwyczajnie lepiej zachować dla siebie. Nie warto obciążać kogoś swoimi problemami, już wiele razy przekonałam się o tym, że ludzie bywają bezduszni. Obchodzisz ich tylko wtedy gdy cię potrzebują, gdy mają jakiś problem, jednak jeśli ty masz jakiś problem i nie daj boże otworzysz się przed nimi to uciekają. Wiele razy słyszałam, że dla kogoś moje życie to „za dużo”, że nie wie jak mi pomóc i nie radzi z tym sobie. Właśnie dlatego jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę obciążać innych swoim życiem i problemami. Lepiej założyć maskę i udawać szczęście niż obnażać swoje cierpienie. Nikki przyjął taką samą taktykę. Nigdy nie rozmawia ze mną o jakichś poważniejszych problemach, poważniejszych od niezapłaconych rachunków, kłótni, bójek czy problemów w zespole. O naszej matce nie rozmawiamy prawie wcale, o jej facetach też, ale i tak temat owiany największą tajemnicą, temat tabu to nasz ojciec. Frank Serafino Ferrana, mężczyzna, który zniszczył naszą matkę, tym samym niszcząc nasze życie, mężczyzna którego nie znam i pewnie już nigdy nie poznam, nawet nie mam najmniejszej ochoty go poznawać. Jedyne co o nim wiem to to, że nas zostawił i, że był złym człowiekiem, to zawsze mówiła nam mama. Gdy byłam bardzo mała to mama jeszcze z nami rozmawiała, zajmowała się nami jak tylko mogła, ale z każdym facetem i kolejnymi rozstaniami było coraz gorzej, zaczynała o nas zapominać. Później były już tylko podróże, matka, dziadkowie, kolejne miasta, kolejne miejsca którym daleko było od słowa „dom”. U dziadków miałam namiastkę szczęścia, ale zawsze coś było nie tak. Nikki wchodził w trudny wiek zaczynał robić problemy, dziadek tego nie tolerował, były awantury, czasem pojawiała się matka, wtedy było tylko gorzej. Często zastanawiam się jakby wyglądało moje życie jeśli ojciec by nas nie zostawił, babcia kiedyś powiedziała, że byłoby jeszcze gorzej, ale tego się nigdy nie dowiem. Jenny chyba miała szczęśliwe życie, przynajmniej wnioskuję to z tego co mówiła. Ma sporą rodzinę, rodzice, ona i trzech braci. Ja zawsze chciałam mieć taką rodzinę i mam nadzieję, że pewnego dnia właśnie taką stworzę. Może to trochę dziwne marzenie jak dla mnie, w końcu jestem wieczną buntowniczką, kolejnym wyrzutkiem społeczeństwa, dużo piję, pale, a czasem ćpam, przeklinam, wagaruje i ogólnie łamie zasady, jednak wiem, że kiedyś powiem sobie dość i się zmienią, znajdę porządnego męża i założę rodzinę. Musi mi się udać, udowodnię wszystkim, a przede wszystkim matce, że nie jestem jak ona, nie jestem jak Deana Richards i nigdy przenigdy taka nie będę.
Nim się obejrzałam było już południe i przyjechał brat Jenny, punktualny, czyli totalne przeciwieństwo mojego braciszka. Jenny poszła do mojego pokoju po rzeczy, a ja poszłam otworzyć drzwi. Zobaczyłam przed sobą niezbyt wysokiego, dość przystojnego blondyna. Uśmiechnął się, a a ten uśmiech odwzajemniałam.
-Pewnie jesteś John.- powiedziałam. Wyciągnęłam do niego rękę i przedstawiłam się. – Ja jestem Alex.- on delikatnie uścisnął moją dłoń i odpowiedział.
- Tak, John. Miło cię poznać.
-Jenny już się zbiera, więc może wejdziesz i zaczekasz na nią w środku.
John się zgodził i już po chwili rozmawiał z Nikkim w salonie o zespołach, scenie w Los Angeles i o szeroko pojęte muzyce. John był dość gadatliwy, ale też miły i pogodny, tak jak jego siostra. Zadawał Nikkiemu dużo pytań, ku nie zadowoleniu mojego brata, chyba nie polubił Johna, no cóż, trudno. W końcu wyszło na to, że to Jenny musiała czekać na swojego brata. Gdy John wreszcie dowiedział się chyba wszystkiego czego chciał, pojechali. Zaraz po nich wyszedł Nikki, miał próbę, czyli mogłam liczyć się z tym, że prędko nie wróci, ale to nawet dobrze. Lubię być sama w domu. Mam wtedy zupełnie wolną rękę, mogę słuchać głośno muzyki, robić co chcę, chodzić w czym chcę, to cudowne uczucie. O dziwo miałam zamiar się trochę pouczyć, chyba poważnie wzięłam sobie do serca słowa Nikkiego, nigdy nie chciałam go zawieść. W sumie ma rację, powinnam pokazać światu, że mogę być kimś. Jako, że Jenny zostawiła mi zeszyt od matematyki to właśnie od niej postanowiłam zacząć. Zaraz po przyjeździe do LA starałam się, byłam grzeczną, przykładną uczennicą, jednak później w miarę wchodzenia w „złe towarzystwo” zaczęło się to zmieniać. Żałuję tego, ale nie odwrócę tego co już się stało, pozostaje żyć dalej. Czasami sama nie wiem czego chcę, czy chcę być dobra czy zła. Czasem mam już dość imprez, alkoholu, narkotyków, za każdym razem gdy idę do łóżka z Andym gdzieś w głębi czuję się trochę jak dziwka, innym razem czuje niedosyt, chcę więcej, adrenaliny, łamania zasad, bycia tą niegrzeczną „rebel girl”. Może coś ze mną jest nie tak, może jestem nienormalna, nie wiem. Zmieniam się jak wzory w kalejdoskopie, czasem gubię się we własnym życiu. Często ucieka mi z rąk, a ja rozpaczliwie staram się je złapać.
Naukę przerwał mi telefon. To był Andy, chciał do mnie wpaść, nie miałam na to ochoty, ale zgodziłam się. Niedługo później już u mnie był. Brał już dzisiaj, mogłam wyczytać to z jego oczy, zachowania, ruchów, mowy. Nie lubiłam go w takim stanie, bywał wtedy chamski, władczy, agresywny, wulgarny, nie lubiłam go takiego. To całkiem zabawne, samej zdarza mi się ćpać, ale nie lubię gdy robią to inni.
Był napalony. To tylko kolejny problem. Nie chciałam, żeby mnie dziś dotykał. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Stał się natarczywy.
-Andy przestań.-wysyczałam. Nie bardzo go to obeszło. Stwierdził, że nie wie o co mi chodzi. Oj wiedział, aż za dobrze. Nadal był nachalny w końcu nie wytrzymałam. Wyrwałam mu się. – Idź stąd! Słyszysz? Wypierdalaj, już!
-Boże o co ci chodzi… Odezwij się jak ochłoniesz.- i wyszedł, a ja znowu zostałam sama, ale nie miałam już siły by się uczyć.
Położyłam się na łóżku i rozpłakałam. Ryczałam jak dziecko. To śmieszne jak jedna chwila może całkowicie człowieka rozwalić, cały mój dobry nastrój prysł. O dziwo gdy pomyślałam o Jenny i Johnie zrobiło mi się lepiej. Byli tacy pogodni, pozytywni. Nie wiem czy ich szczęście jest szczere, prawdziwe, ale myślę, że tak. Mam nadzieję, że to nie jest tylko maska.
Pierwszy raz całkiem poważnie pomyślałam o tym, że może to już czas żeby zakończyć mój toksyczny związek. Na początku będzie cierpienie, to na pewno, ale kiedyś cierpienie się skończy, a później może wreszcie nadejdzie szczęście.
Nikki wrócił późno w nocy, był pijany i bynajmniej nie był sam. Super, czyli jestem skazana na wysłuchiwanie jęków jakiejś panienki, którą po wszystkim wywali za drzwi. Jeśli chodzi o przygody na jedną noc to był podobny do matki, jednak podstawową różnicą było to, że jego kochanki nigdy nie jadły z nami śniadania i całe szczęście. Z moim niewyparzonym językiem mogłabym dla takiej dziewczyny być bardzo nie miła, a chyba żadne z nas by tego nie chciało. Postanowiłam zignorować to co działo się za ścianą i odpłynęłam do krainy snów, zasypiałam z nadzieją na to, że kolejny dzień będzie lepszy.
http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/2014/12/czesc-14-ruda-wstazka.html Zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńA zaraz skomentuję!
Czyżby główna bohaterka była zazdrosna o tę rozmowę jej brata z nową koleżanką? Trochę tak to wyglądało, ale nie do końca nie rozumiem czemu.
UsuńAndy mnie denerwuje, tak strasznie mnie denerwuje ugh! Chciałabym, żeby jak najszybciej zniknął z jej życia. Zaraz! Teraz! Już!
Szkoda mi jej było i ogólnie w tym rozdziale zrobiło się tak jakoś dziwnie...
Co do Nikkiego mam mieszane uczucia. Z jej strony to kochający brat a z drugiej...sama nie wiem.
Czekam już na coś nowego!
Nowy rozdział :) http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/2015/01/czesc-15-ruda-wstazka.html
OdpowiedzUsuń