niedziela, 6 października 2013

Patience

Znów mnie długo nie było... Jednak niezbyt mam teraz czas. Byłam z klasą na wycieczce w Angli, mam też mnóstwo nauki, oprócz tego zostałam przyboczną (kadrą, taka jakby pomocą drużynowego) w drużynie harcerskiej wiec uczestniczę w trzech zbiórkach w tygodniu, oprócz tego uczestniczę w kursie drużynowych więc do tego dochodzą biwaki i rajdy (w których organizacji czasem też muszę pomagać, co oznacza dla mnie jeszcze więcej obowiązków) co 1-2 tygodnie. W związku z tym w najbliższym czasie nic tu się nie pojawi. Przepraszam bardzo...
Jak tylko znajdę czas postaram się dokończyć pisać trzeci rozdział... Jednak jak zauważyłam moja nieobecność jakoś bardzo was nie krzywdzi, bo i tak ostatnimi czasy cieszę się małym zainteresowaniem. Jednak chociażbym miała tylko jednego czytelnika to będę dalej pisać i publikować, czyli robić to co lubię :P
Także do zobaczenia wkrótce.

Chciałam bardzo podziękować Wrednemu Kiwi za nominację do Libster Blog Award.
Oto moje odpowiedzi na pytania:

1. Podobają ci się tatuaże?
2. Ulubiony serial i film?
3. Pepsi czy cola? 
4. Co sądzisz o stereotypach?
5. Chcesz coś zmienić w swoim wyglądzie?
6. Masz zwierzaka?
7. W której klasie jesteś teraz?
8. Ulubiona aktorka i aktor?
9. Od jak dawna słuchasz Guns n Roses?
10. Ulubiony zespół?


1. Tak. Sama chciałabym mieć ich w przyszłości kilka ale jeszcze nie wiem jakie.

2. Nie mam za bardzo czasu oglądać seriale, ale bardzo lubię " Różowe lata 70". Film... Hmm... Chyba takowego nie mam ale filmy które wywarły na mnie duże wrażenie to "Boys don't cry", "White Oleander", "My sister's keeper", "Higher Learning", "Suburbia" i " Romper Stomper". Serdecznie polecam wam te filmy jesli ktoś lubi dramaty :P
3. Cola
4. Nie pochwalam jednak sama czasem się nimi kieruje. Tak, wiem. Hipokryzja.
5. A kto by nie chciał?
6. Mam psa.
7. 3 :P
8. Nie mam...
9. Od jakiś 3-4 lat chyb jednak tak, żeby ich słuchać nałogowo to 1,5 roku. Wiem, wiem krótko ale cóż....
10. Tha Analogs, Defekt Muzgó, Awaria,The Bill,The Junkers, Misfits,TSA, GnR, Bon Jovi... Nie mam jednego... Ale kocham polską scenę punkową... Szczególnie zespoły oiowe. 

środa, 7 sierpnia 2013

2. Samotność

Długo mnie nie było to teraz będę was zasypywać rozdziałami chyba... Dobra kolejny znów nie zbyt długi, ale mam nadzieje że się spodoba ;)
Polecam włączyć sobie Hurt- Nine Inch Nails podczas czytania moim zdaniem troszkę pasuje co prawda nie do treści ale jakoś tak nastrój itd. Z resztą kończę przynudzać i zapraszam do czytania :)
PS: KOMENTUJCIE




Samotność
Po około 2 godzinnym locie, Julie w końcu znajdowała się w Los Angeles. Złapała taksówkę, która zawiozła ją do jej nowego domu. Był to mały, czteropiętrowy,  apartamentowiec, w dość bogatej dzielnicy. Jej mieszkanie, a właściwie apartament, miało dwa poziomy. Składało się z trzech sypialni na piętrze, każda z sypialni miała własną łazienkę, oraz z salonu, biura, kuchni i toalety na dole. Jedna z sypialni miała również balkon, a z salonu można było wyjść na dość duży taras na którym było sporo roślin, parasol, dwa leżaki i stolik z czterema krzesłami.  Całe mieszkanie było bardzo jasne, dzięki wielkim oknom i białym ścianom.  Wszystkie pomieszczenia były urządzone w podobnym stylu, królowała tam biel i błękit z zielonymi akcentami, które dawały rośliny. Julie bardzo się spodobało,  zaniosła swoje walizki do sypialni z balkonem, która miała również mini garderobę. Zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Ubrania równo ułożyła na półkach w garderobie, kosmetyki w na półeczkach w łazience. Wszystko było pięknie uporządkowane. Julie była pedantką, uwielbiała porządek w domu, ale także w życiu.  Gdy skończyła rozpakowywanie zeszła na dół do kuchni zaparzyła sobie kawę i poszła do salonu, usiadła na białej dużej sofie na której ułożone były błękitne poduszki, postawiła filiżankę z kawą na stoliku, który znajdował się przed nią, i sięgnęła po telefon stojący obok sofy na małej szafeczce. Szybko wybrała numer i usłyszała sygnał połączenia po chwili w słuchawce odpowiedział jakiś głos:
-Halo?
-Cześć mamo! Już jestem na miejscu. Tu, tu jest naprawdę cudownie. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za wszystko.
-Och córeczko nie ma za co, przecież my to wszystko dla ciebie, tak bardzo cię kochamy powinnaś to wiedzieć. A teraz mów jak minął lot?
-Dobrze… Eh naprawdę nie mogę uwierzyć, że będę tu mieszkać, tu jest wspaniale i jeszcze to mieszkanie. Jezu, jesteście tacy kochani. Dobra mamo zadzwonię jutro, teraz chce trochę pospacerować poznać okolicę itd.
-Jasne Julie tylko uważaj na siebie i nie siedź całą noc w jakichś zapyziałych klubach, wiesz jaka hołota tam przyłazi…
-Mamo przecież znasz mnie, cało nocne imprezy to nie dla mnie.
-Tak, tak wiem… Moja mała rozsądna córeczka.
-No już nie taka mała! Dobra mamo to pa.
-No pa kochanie.
Julie odłożyła słuchawkę, wzięła filiżankę z kawą i wyszła na taras. Usiadła przy stoliku i zaczęła myśleć. Myśleć o swojej przyszłości. Za miesiąc zaczynała studia, trochę się tego wszystkiego bała, nowi ludzie, wykładowcy, nowe miejsce, środowisko.  Już w Evanston nie miała za wielu przyjaciół, zawsze była dość nie śmiała i skryta. Trudno nawiązywała kontakty z innymi, nie była zbyt rozmowna, a oprócz tego była bogata i to bardzo. Wszyscy jej znajomi z góry zakładali, że jest nadęta i nie warto się z nią zadawać. Po pewnym czasie Julie już sobie odpuściła, nie starała się zapraszać koleżanek na kawę do domu bo wiedziała, że i tak odmówią, a nawet jeśli by przyszły to następnego dnia obgadywały by ją i mówiły wszystkim jaka to ona jest bogata. Ona chciała być taka jak inni, nie chciała się wyróżniać, nie chciała być podwożona do szkoły przez szofera, a w wakacje latać z rodzicami do tropikalnych krajów. Właśnie rodzice, to był kolejny problem, owszem kochała ich bardzo jednak martwiło ją to że traktowali wszystkich z wyższością.  Oni byli bardzo nadęci, nie masz pieniędzy, jesteś nikim. Julie czasem w ogóle ich nie rozumiała, jednak akceptowała ich takimi jacy są, w końcu to jej rodzice.  Był taki czas, że bardzo żałowała, że to właśnie oni są jej rodzicami.
 Gdy miała 8 lat koleżanka z klasy zaprosiła ją na urodziny. Miała na imię Edith, pochodziła z niezbyt zamożnej, wielodzietnej rodziny. Julie była przeszczęśliwa z powodu tego zaproszenia, na reszcie czułą, że ktoś ją lubi. Bardzo szczęśliwa wróciła do domu i natychmiast poleciała do rodziców aby pochwalić się, że Edith ją zaprosiła.
-Mamo, mamo!-  krzyczała dziewczynka biegnąc do salonu.
-Tak Julie? Coś się stało? – spytała jej matka podnosząc głowę znad książki.
-Tak! Wyobraź sobie, że dziś Edith zaprosiła mnie na swoje przyjęcie urodzinowe!- krzyknęła dziewczynka. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Julie zachowuj się jak na dobrze wychowaną dziewczynkę przystało i nie krzycz. – upomniał ją ojciec.
-Robercie nie denerwuj się…- powiedziała matka po czym zwróciła się do Julie- Jaka Edith? Edith Rayson?
-Tak Edith Rayson. Będę mogła iść prawda?- spytała dziewczynka a w jej oczach można było dostrzec płomyczki nadziei.
-Do Raysonów? Julie ci ludzie… Oni nie są dobrym towarzystwem dla ciebie.- odpowiedziała matka.
-My… My jesteśmy od nich lepsi. Oni to niż społeczny, naprawdę lepiej jeśli nie pójdziesz tam.- powiedział tata.
-Ale pierwszy raz ktoś mnie gdzieś zaprosił. Proszę… Mi nie przeszkadza, że oni są jakimś niżem. Edith jest naprawdę fajna.-powiedziała dziewczynka a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy.
-Nie, Julie wykluczone. Twoja noga nie postanie w domu tych… Tych ludzi. A teraz idź do siebie odrobić lekcje. No na co czekasz? Julie proszę cię idź odrobić lekcje. – powiedziała matka i wróciła do czytania książki.
Dziewczynka pobiegła na górę, do swojego pokoju, ledwo powstrzymując łzy. Tego dnia przepłakała niemal całą noc. Nie rozumiała decyzji swoich rodziców, dla niej wszyscy ludzie byli równi. Bez względu na pieniądze czy wygląd.
Od tamtej pory była skazana na samotność, w szkole dzieci nie chciały z nią rozmawiać, a nawet jeśli już ktoś ją zaprosił do siebie to i tak prawie zawsze rodzice nie pozwalali jej pójść. Bez przyjaciół a nawet bliższych znajomych skończyła szkołę, a potem poszła na studia, do North Western. Miała blisko no i rodzice też skończyli tą szkołę. Jednak tam było tak samo znów samotność, znów wmawianie jej, że jest lepsza od tych wszystkich ludzi. Matka co chwile umawiała ją z jakimś nadętymi lalusiami, jednak oni wcale nie interesowali Julie. Po wielu godzinach rozmów i błagań w końcu  udało jej się przekonać rodziców, aby mogła przenieść się do LA.  Wiele ludzi przyjeżdżało tu w pogoni za marzeniami, chcieli zacząć nowe, lepsze życie. Julie również  chciała zacząć wszystko od nowa. W końcu nie była tłamszona przez rodziców, w końcu mogła robić co chciała, zadawać się z kim chciała. Na reszcie mogła żyć.   Podczas tych przemyśleń uświadomiła sobie, że jej życie nigdy nie było tak szczęśliwe jak jej się zdawało. Nigdy nie miała przyjaciół, chłopaka, zawsze była bardzo samotna. Tu w LA mimo że była zupełnie sama czuła się mniej samotna niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Po wypiciu kawy, wzięła szybki prysznic i postanowiła przejść się po mieście.  Wzięła torebkę i wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi. Wyszła na spokojną ulicę. „Eh coś czuje, że tu nie znajdę zbyt wielu fajnych ludzi” pomyślała patrząc na bogate wille otaczające budynek w którym mieszkała.  Ruszyła przed siebie, w sumie nawet nie wiedziała gdzie idzie. Po 20 minutowym marszu budynki trochę  się zmieniły. Były o wiele bardziej obskurne, a ulice były brudne. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, w końcu postanowiła spytać się kogoś gdzie w ogóle jest i jak stąd dotrze do centrum. Na chodniku zauważyła jakąś kobietę wiec podeszła i przykucnęła przy niej.
-Prze… Przepraszam panią.- powiedziała cicho. Kobieta podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się, jednak nie był to szczery uśmiech.
-Malutka ty to się chyba trochę zgubiłaś co?- spytała chrypiącym głosem kobieta. Wtedy Julie zauważyła  coś przerażającego. Ręce kobiety były całe pokute, a obok niej leżała pusta strzykawka.
-Tak zgubiłam się… Ale czy z panią wszystko w porządku ? Nie potrzebuje pani pomocy?
-Coś ty mała… Nigdy nie było lepiej, jest zajebiście.
-Mhm… A mogłaby pani mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem? Jak nazywa się ta dzielnica?
-Mam na imię Jill ale wszyscy mówią mi Daisy. Ładnie co? A ta dzielnica to moje królestwo, to raj a zarazem dzika dżungla. To Skid Row kochaniutka, Skid Row zapamiętaj to. Tu żyją moi bracia i siostry. Tu wszyscy się kochamy, ale miłość zawsze ma swój koniec.  To trochę jak labirynt bez wyjścia, tu zaczynasz żyć, ale i tu kończysz swój żywot.-słowa Daisy trochę przeraziły Julie-   A ty złotko jak masz na imię?
-Daisy…-szepnęła Julie- Ja? Ja jestem Julie, Julie Hellman. Mogłaby mi pa… Mogłabyś mi wskazać drogę do centrum?
-Jasne złotko. Chodź za mną- powiedziała Daisy i dość szybko wstała. Teraz Julie mogła się jej dokładnie przyjrzeć.  Gdy Julie ją zobaczyła na chodniku myślała, że ma ona około 40 lat, jednak teraz patrząc na nią stwierdziła że może mieć 25 lat. Daisy miała długie brązowe włosy, bardzo rozczochrane. Była dość niska i wychudzona. Miała wiele zadrapań, jej ubrania były trochę podarte. Ogólnie była raczej jedną z tych osób na widok których ludzie się krzywią i omijają je szerokim łukiem. Jednak Julie coś w niej intrygowało. Jeszcze nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że Daisy jest interesującą osobą.
-No to Julie nie jesteś stąd co? –odezwała się Daisy. Dziewczyny szły już od dobrych pięciu minut.
-Aż tak widać?- spytała zmieszana Julie a Daisy tylko zaśmiała się leciutko pod nosem- No nie jestem stąd. Właściwie to mieszkam tu dopiero od dzisiaj.
-I jak pierwsze wrażenie?
-Ymmm jest tu bardzo fajnie…
-Tak wiem, Skid Row to raczej nie twój świat, ale uwierz tam naprawdę da się żyć. Trzeba tylko się przyzwyczaić.  A ile masz lat, jeśli mogę spytać?
-22 a ty?
-26 wyglądam na więcej co nie? Eh nie musisz nic mówić sama to wiem. To wszystko przez to jak żyje. Zresztą co tu gadać chyba sama widziałaś gdzie żyje.
Potem szły w ciszy. Po parunastu minutach dotarły do celu.
-No to Julie tu się chyba rozstaniemy. –powiedziała  Daisy
-Chyba tak… Daisy, czy to… Czy z tobą naprawdę wszystko w porządku ? – spytała Julie wskazując na ręce Daisy.
-Kochanie ze mną nigdy nie jest, nie było i nie będzie dobrze, ale nikt nie może mi pomóc jeśli sama sobie nie pomogę. Uwierz nie chcesz znać moich problemów. A teraz żegnaj Julie Hellman. I pamiętaj nigdy nie pozwól sobie stoczyć się i wejść do tego labiryntu z którego nie ma już wyjścia.- odpowiedziała Daisy.
-Dziękuję ci za wszystko- powiedziała Julie Ale Daisy już odeszła.
Julie przez około godzinę chodziła po ulicach miasta, zrobiła zakupy, a potem gdy poczuła się już zmęczona wsiadła do taksówki i pojechała do domu. 

Tej nocy nie mogła spać jej myśli wciąż krążyły wokół Daisy. 

wtorek, 6 sierpnia 2013

1. Początek

Dobra na razie musicie się zadowolić takim oto króciutkim wstępem.
Zapraszam do czytania i komentowania!

Początek

Los Angeles, 6 sierpień  1996 r.
-Gdyby 12 lat temu ktoś powiedział mi, że moje życie będzie wyglądać tak jak teraz to bym go zwyczajnie wyśmiała.  To co przeszłam przez minione 12 lat zmieniło mnie nieodwracalnie, już nie ma we  mnie tamtej grzecznej dziewczynki z dobrego domu.  Pomimo tego, że przez te wszystkie lata życie rzucało mi kłody pod nogi teraz w końcu mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, Po tylu latach wędrówki, wzlotów i upadków, w końcu mogę powiedzieć , że ja, Julie Hellman, jestem bardzo zadowoloną ze swojego życia, 34 latką. – powiedziała uśmiechnięta niebieskooka blondynka siedząca na trawie obok brunetki, najpewniej jej przyjaciółki, oraz patrząca na dwójkę bawiących się przed nimi dzieci.
-Też bym tak chciała…- odezwała się cichutko brunetka.
-Zobaczysz teraz już będzie tylko lepiej.  On się naprawdę stara, w końcu mu się uda. Jestem pewna, że wkrótce będziecie ze sobą bardzo szczęśliwi.  Daj mu trochę czasu, uwierz kochanie znam go bardzo dobrze, zawsze był dla mnie jak brat. On… On się po prostu zagubił w tym wszystkim, ale wreszcie odnajdzie swoją drogę, waszą drogę, musisz mu tylko troszeczkę pomóc. – powiedziała blondynka i lekko się uśmiechnęła do swojej rozmówczyni.
-Obyś miała rację… Julie a czy ty… Czy ty nie żałujesz, że wam nie wyszło? Że tyle lat o niego walczyłaś, ale ci się nie udało?
-Oczywiście że żałuję, ale co mam na to poradzić. Widocznie tak miało być, tak musiało być. Nie jesteśmy razem, ale myślę, że oboje jesteśmy szczęśliwi. Ja na pewno jestem. Mam nadzieje, że on… Oh, że Duff też jest szczęśliwy. Mamy Mię- wskazała brodą na dziewczynkę która właśnie kopała dołek w ziemi.- i  ona już zawsze będzie nas łączyć. Mimo, że nie jesteśmy razem jako para czy małżeństwo to razem jesteśmy dla niej rodzicami i to się nigdy nie zmieni.  Trochę spieprzyłam sprawę, zostawiłam go gdy najbardziej mnie potrzebował, ale czasu nie cofnę i nie zmienię tego co już się stało. Dlatego właśnie ty nie możesz się poddawać musisz walczyć o swoją, o waszą miłość. Wiesz ja się zwyczajnie poddałam. Miałam już dość wiecznych awantur, zdrad, alkoholu, narkotyków i pewnego dnia nie wytrzymałam i po prostu odeszłam. Teraz trochę tego żałuję, bo mogłam walczyć dalej może teraz bylibyśmy razem? Kto wie… Ale teraz też jest dobrze. Dave jest dla mnie dużym wsparciem. Mam nadzieję że on i Duff też kiedyś się dogadają. Są przecież naprawdę bardzo ważnymi osobami w życiu moim i Mii.
-Naprawdę cię podziwiam… Dobra ja już chyba muszę lecieć. Nie chce żeby on za długo zostawał sam w domu z resztą chyba sama to rozumiesz no nie?
- Tak, tak jasne idźcie już.- obdarzyła brunetkę szczerym uśmiechem.
- Mikey chodź idziemy! Pożegnaj się z Mią i z ciocią.- brunetka zawołała rozbawionego malca.
-Pa pa Mia! Pa pa ciociu! –krzyknął trzylatek i złapał za rękę swoją mamę.
-Paaa! –krzyknęła złotowłosa dziewczynka.
- Pa ! I Jenny pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.- blondynka wzięła swoją pięcioletnią córeczkę za rączkę i odeszły w stronę ulicy na której mieszkają. Dokładnie 12 lat temu Julie słyszała te same słowa od swojej matki,  jednak dziś miała wrażenie, że tamte słowa nic nie znaczyły.

Evanston, Illinois (Przedmieścia Chicago),  6 sierpień 1984 r.
Czy mając wszystko, pieniądze, rodzinę i szczęśliwe życie, można chcieć to porzucić i zacząć wszystko od zera? Julie jeszcze nie rozumiała podjętej przez siebie decyzji, ale wiedziała, że to bardzo ważny krok w jej życiu. Postanowiła porzucić swoje dotychczasowe życie i wyjechać na studia do Los Angeles. Rodzice obiecali dać jej tyle pieniędzy, żeby starczyło ej na trzy pierwsze miesiące w Mieście Aniołów, potem będzie musiała radzić sobie sama.  Dziewczyna właśnie kończyła pakować swoją walizkę, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę!!! – krzyknęła.
-Kochanie przyszłam upewnić się czy wszystko w porządku. Masz wszystko? – spytała kobieta wchodząc do pokoju, która była nieco starszą kopią Julie, miałą blond włosy spięte w koka i jasna niebieskie oczy, ubrana była w różowy sweter i jasne dość obcisłe spodnie, miała około 50 lat.
-Tak mamusiu mam wszystko.- odpowiedziała Julie uśmiechając się do swojej matki.
-Wiesz… Nie musisz przecież tego robić. Kupilibyśmy ci mieszkanie w Chicago, tam mogłabyś iść na studia, skoro w North Western ci się nie podobało. Nie musisz jechać  aż do Kalifornii.
-Mamo ale ja naprawdę tego chcę. Chcę się usamodzielnić, żyć sama. Jesteście dla mnie z tatą naprawdę wspaniali, dajecie mi wszystko czego tylko pragnę, ale już czas żebym wyleciała z gniazda.
-Skoro taka jest twoja decyzja… Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na nas liczyć. Zawsze.  I zawsze, ale to naprawdę zawsze będziesz mogła do nas wrócić.
-Wiem, mamo, wiem. Kocham Cię.- dziewczyna przytuliła matkę i dyskretnie otarła łzy ze swoich policzków.- Dobra nie rozklejajmy się. Kończę pakowanie i jedziemy na lotnisko.  Mieszkanie będzie gotowe tak?
-Tak, tak. Będzie w nim wszystko meble sprzęty itd.
-Jeszcze raz bardzo wam dziękuje. – ucałowała matkę w policzek.
-Oh kochanie nie ma za co. Przecież jesteś naszą najukochańszą jedyną córeczką.- powiedziała kobieta po czym wyszła z pokoju córki.
Dziewczyna dokończyła w spokoju pakowanie i po półtorej godziny stała wraz z rodziną na lotnisku.
-No to chyba  pora już się pożegnać…- powiedziała cicho Julie.
-Chyba tak- odpowiedziała smutno matka- Kochanie uważaj na siebie- przytuliła dziewczynę.
-Córeczko… Nie wejdź w złe towarzystwo- ojciec przytulił ją mocno.
-Jasne tatusiu.- odpowiedziała po czym  nerwowo się uśmiechnęła.
-No siostra, nie zapomnij o mnie… Za cztery lata dołączę do ciebie.- powiedział jej czternastoletni brat przytulając ją szybko.
-Jasne młody.- powiedziała i cmoknęła brata w czoło na co on się tylko lekko skrzywił.  
Po wyściskaniu wszystkich ponownie dziewczyna ruszyła w stronę okienka odprawy. Pół godziny później siedziała już w samolocie. Za dziesięć minut miała wystartować. Wyjęła z plecaka notesi długopis, otworzyła na pierwszej stronie i napisała:
Julie Hellman ur. 13 stycznia 1962r.
Studentka prawa w UCLA.
6 sierpnia 1984r. ------- POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA

Potem schowała notes, odłożyła plecak i w cierpliwości czekała na start. Start symbolizujący rozpoczęcie jej całkiem nowego życia. Samodzielnego życia, wolnego życia.

Guess who's back!!!

Ok, ok długo mnie nie było. Nie będe ukrywać, że Gunsi mnie zmęczyli i to bardzo. Przez pewien czas miałam dość ich muzyki, opowiadań o nich i wszystkiego innego z nimi związanego. Ale odpoczęłam i TA DAM jestem!
 Niestety nie wiem jak będzie ze starym opowiadaniem jak na razie nie bede go kontynuować. Przyznam się wam bez bicia, że nie było ono takie jak ja planowałam w mojej chorej głowie. Mam coś nowego troszkę innego od moich poprzednich wypocin i zaraz to ujrzy światło dzienne tak więc jak tylko pojawi się na blogu zachęcam do czytania a co najważniejsze do KOMENTOWANIA!!!

Wasza Alex

sobota, 13 kwietnia 2013

The Versatile Blogger Award + informacja

Jak chyba każdy nie bardzo wiem o co chodzi no ale zostałam nominowana. Bardzo dziękuje Hannah McKagan (Just a little patience) za nominację :)



ZASADY:
1) Ujawniam 7 faktów o sobie.
2) Nominuje 7 blogów.
3) Informuje o nominacji blogi nominowane.


No to tak, 7 faktów o mnie:
1) Jestem bardzo leniwa. Wszystko odkładam na później i wcale mi to na dobre nie wychodzi.
2) Boje się klaunów. Zawsze w cyrku bałam się że klaun poprosi mnie na arenę. Gdy raz tak się stało rozpłakałam się i zamiast mnie poszedł mój brat.
3) Jak byłam mała celowo nabijałam sobie siniaki bo mówiłam ze je kolekcjonuję.
4) Bardzo długo rozpamiętuje wszystkie moje błędy. Do dziś męczą mnie sytuacje sprzed wielu lat. Np. bardzo głupia rzecz jaką zrobiłam 10 lat temu.
5)Mam dobrą pamięć do ludzi. Pamiętam osoby które poznałam nawet 8 lat temu i spotkałam się z nimi góra 2 razy. One mnie oczywiście nie pamiętają.
6) Gdy jestem u kogoś kto ma bardzo stary wystrój mieszkania i widać że meble są bardzo stare to nic u niego nie zjem. Nawet jeśli jestem bardzo głodna. To akurat jest bardzo dziwne i męczące. Po prostu nie mogę jakoś nie potrafię nic zjeść w takich miejscach.
7) Mam manię kupowania kosmetyków. Część z nich potem stoi nie używana, jednak po prostu nie umiem się powstrzymać. Skutkuje to potem brakiem pieniędzy i miejsca w łazience.

http://lost-in-your-mistakes.blogspot.com/ (ogólnie nie lubię LP ale to opowiadanie bardzo mi się spodobało)
http://isjustalittlepatience.blogspot.com/

Chciałam nominować również byswag.blogspot.com jednak ona już wstawiła to, także to by  było bez sensu. Ale chcę, żeby wiedziała, że czytam i lubię to co pisze :P

A mam jeszcze taką informację do twórców własnie tych blogów.
Wiem, że albo komentuję rzadko albo w ogóle, ale chcę żebyście wiedziały, że czytam i na prawdę lubię wasze opowiadania. Jak już pisałam jestem leniwa właśnie dlatego zazwyczaj nie komentuje. :P 



A teraz informacja dla czytelników mojego bloga.
Bardzo przepraszam, że już od ponad miesiąca nic nie opublikowałam. Nie miałam czasu. Postaram się w ciągu najbliższego tygodnia coś wstawić jednak nic nie obiecuję. Na prawdę, aż mi głupio, że tak długo nic się nie pojawiło.


niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 11


To chyba będzie jeden z dłuższych wstępów. Bardzo długo nic nie pisałam, nie miałam czasu jak również pomysłu. Było mi ciężko cokolwiek napisać, w mojej głowie narodził się całkiem inny, nowy pomysł.  Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, jednak jak na razie nie będę go publikować. Nie chcę robić zamieszania i publikować jednocześnie dwa  opowiadania. Te opowiadanie nie do końca wyszło tak jak ja chciałam, przestało mi się podobać. Postanowiłam coś w nim zmienić, przede wszystkim zmieniłam sposób narracji i chyba piszę trochę inaczej, lepiej, a przynajmniej tak mi się wydaje. Bardzo proszę was o komentarze, śmiało krytykujcie mnie, to dla mnie bardzo ważne ponieważ trochę się pogubiłam i nie wiem jak dalej powinno wyglądać to co pisze. Nie zamierzam zawiesić bloga lub porzucić to opowiadanie, jestem jedną z tych osób które jak już coś zaczną to muszą to skończyć.
Bardzo was przepraszam jeśli rozdziały będą się pojawiać w długim odstępie czasowym, jednak muszę zająć się poważniej nauką.  Przepraszam również za to, że rozdziały mogą być czasem słabe i nudne, wynika to jednak z mojego braku pomysłów lub czasu na napisanie czegokolwiek. Dziękuję wszystkim którzy mnie wspierają w tym co robię, moim koleżankom której mi doradzają i pomagają gdy nie wiem co napisać, każdej osobie, która czyta moje wypociny nawet jeśli nie komentuje. Dziękuje każdemu kto choć raz pozostawił tu swoją opinię. Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne, ostatnio jest ich coraz mniej, ale w pełni to rozumiem mi samej to co piszę coraz mniej się podoba. Ten rozdział który za chwilę przeczytacie w miarę mnie zadowala, moim zdaniem jest lepszy niż poprzednie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.  Dziękuje wam za wszystkie wejścia! Odwiedziło mnie już ponad 3700 osób! Jest to dla mnie niezwykłą radością. Nie spodziewałam się, że aż tyle osób będzie zainteresowane tym co piszę.
Niestety nie mogę wam powiedzieć kiedy ukaże się kolejny rozdział . W najbliższym czasie będę zajęta. 14 marca (czwartek) idę na koncert Huntera w klubie Palladium w Warszawie!!! Już nie mogę się doczekać :P

Na koniec, dziękuję wszystkim którzy dobrnęli do końca tego długaśnego wstępu.
Teraz zapraszam do czytania.
P.S. Werciu tak jak chciałaś dedykuję ci ten rozdział :P A pewna część jest dla Dżastiny, ty już wiesz która i dlaczego :P


Zapraszam również pod adres :  these-i-love.blogspot.com/
Może znajdziecie tam coś dla siebie :)
/Alex




Dziewczyna stała przy oknie i wpatrywała się w przechodniów. Chwyciła paczkę fajek leżącą na parapecie, otworzyła ją i wyjęła jednego szluga. Włożyła papierosa do ust, odpaliła go i mocno się zaciągnęła, powoli wypuściła dym.  W pomieszczeniu panowała cisza, żadne z nich się nie odzywało. Mieli tak wiele do powiedzenia, tak wiele pytań. Jednak, żadne z nich nie miało odwagi się odezwać.  W końcu chłopak zaczął.
-Tak właściwie to po co tu przyszłaś? Myślę, że nie bardzo mamy o czym rozmawiać.
Ona nawet się nie odwróciła dalej wpatrywała się w okno. Stała dalej patrząc na ludzi zmierzających w nieznanych jej kierunkach. Zgasiła papierosa w popielniczce i powoli odwróciła się w stronę chłopaka. Dokładnie mu się przyjrzała. Nie poznawała go, jeszcze nie tak dawno miała go za przyjaciela, teraz wydawał się jej zupełnie obcy. Nie rozumiała dlaczego tak się od niej oddalił. Tydzień wcześniej stało się coś co spowodowało, że chłopak zupełnie zerwał z nią kontakt. Problemem było to, że dziewczyna zupełnie nie rozumiała co spowodowało tą nagłą zmianę w relacjach między nimi.  Głośno westchnęła i w końcu się odezwała.
-Ja jednak uważam że mamy o czym rozmawiać. Chyba powinniśmy sobie coś wyjaśnić. Nie wiem czemu się tak zachowujesz. Jeśli chodzi ci o to, że spałam ze Slash’em, to wiedz, że to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie rozumiem czemu się na mnie o to obrażasz i jeszcze mnie wyzywasz! To ja decyduje z kim sypiam! Nawet jeśli bym tego żałowała, to i tak nic ci do tego. Każdy popełnia błędy i robi coś czego potem żałuje.  Przecież nie masz prawa być zazdrosny! Nigdy nie byliśmy razem, nigdy nic między nami nie było! Poza tym masz chyba tą swoją Hope no nie?! Przestań robić cyrki, nie chce stracić przyjaciela…- dziewczyna powiedziała wszystko co już od dawna chciała mu powiedzieć.- Za wiele dla mnie znaczysz…-dodała już o wiele ciszej.
W oczach miała łzy, czekała aż on w końcu coś powie, coś jej wyjaśni. Tak bardzo chciała, żeby już wszystko było dobrze, tak jak kiedyś. On jednak siedział cicho, nie patrzył na nią. To tak bardzo bolało, czuła, że straciła przyjaciela. Do oczu napłynęły jej łzy, tak bardzo pragnęła aby już się odezwał Powiedział o co mu chodzi, żeby mogła go zrozumieć.  Podeszła do mężczyzny, wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku. Ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała w jego brązowe oczy. Nie wyczytała z nich żadnych emocji. Zabrała ręce i skierowała się ku wyjściu. Tuż przed drzwiami zatrzymała się i wróciła do chłopaka.
-Wiesz co? Nie sądziłam, że taki jesteś. Przyszłam tu, żeby to wszystko wyjaśnić, a ty mnie olałeś. – powiedziała.
Chłopak wstał z krzesła na którym siedział  i wolno podszedł do dziewczyny. Spojrzał na nią i otarł dłonią  łzy z jej policzków.  Gdy ona chciała coś powiedzieć, mocno wpił się w jej usta.  Zaczął błądzić rękami po jej plecach. Dziewczyna chyba lekko się wystraszyła szybko się od niego oderwała. Spojrzała mu w oczy, on zrobił to samo.
-Kocham cię…- wyszeptał. 
W jej oczach było można dostrzec przerażenie.
-Ja, ja chyba musze już iść. Zadzwonię.-wydukała i pobiegła w stronę drzwi. Zostawiła  Izzy’ego samego w kuchni. Chłopak sam nie wiedział co ma myśleć, czy ona nic do niego nie czuje i boi się go zranić? Nie wiedział. Podszedł do szafki i wyjął z niej wódkę i szklankę. Usiadł przy stole i nalał sobie alkoholu. Wypił całą zawartość szklanki na raz. Cały czas miał w głowie widok przerażenia które zobaczył w oczach Julie po pocałunku. Co zrobi jeśli ona nic do niego nie czuje, jeśli  jego wyznanie wszystko zniszczy? Nie chciał jej stracić. 

W pokoju piętro wyżej spała Hope, ta dziewczyna wciąż pozostawała dla niego zagadką.  Ciągle nie wiedział skąd jest i czemu uciekła z domu, bo przecież musiała uciec. Jedyną osobą z którą młoda rozmawia jest chyba Steven. Adler zaczął ją traktować jak młodszą siostrę, jednak i on nie jest zbyt rozmowny na temat Hope. Izzy parokrotnie starał się coś z niego wyciągnąć, ale nigdy mu się to nie udało.  Teraz Stradlin nie bardzo rozumiał czemu pomógł dziewczynie. Przecież nigdy go nie ruszały takie sytuacje. Zazwyczaj omijał takich ludzi. Nie wrzucał im nawet centa, nie próbował pomóc. Hope jakoś go przyciągnęła,  nie umiał przejść obok niej obojętnie. Dziewczyna mieszkała z nimi już około tygodnia, Izzy wielokrotnie próbował się jakoś z nią zbliżyć, nawiązać jakiś kontakt, jednak ona budowała wokół siebie mur. Widywał ją tylko rano i wieczorem. Rano schodziła i jadła śniadanie, czasem zamieniła z nim parę słów, potem  szła do pracy. Izzy nie wiedział gdzie pracuje, nie powiedziała mu. Ogólnie o pracy wspomniała tylko raz, zaraz po tym jak ją znalazła, jakieś 3 dni po przygarnięciu jej przez Izzy’ego. Wracała około 20 jadła kolacje i tyle ją widział. Nie chodziła z nimi na imprezy, z domu wychodziła tylko wtedy gdy musiała czyli do pracy i na zakupy. Czasem wieczorami do jej pokoju szedł Steven i długo o czymś rozmawiali, jednak tylko oni znali temat swoich rozmów.  Adler zaczął mniej imprezować, dużą część jego czasu pochłaniała Hope. Widać było, że się polubili. Hope unikała najbardziej kontaktu ze Slash’em wyglądało to trochę tak jakby się go bała. Izzy często zastanawiał się jaka była przeszłość Hope. Może ktoś ją skrzywdził, może w jej życiu wydarzyło się coś o czym chciała zapomnieć. Jedyną osobą która mogłaby to wiedzieć był Steven. Izzy wiedział że coś mu powiedziała, musiała opowiedzieć mu o sobie.  Stradlin już całkiem odpuścił sobie próby dowiedzenia się czegokolwiek, jeśli będzie chciała sama mu powie.
Nagle w kuchni pojawiła się Hope, włosy były rozczochrane, miała na sobie za duży T-shirt który dał jej Steven i szorty. Była sobota więc dziś szła do pracy później. Usiadła przy stole naprzeciwko Izzy’ego. Patrzyła chwilę na chłopaka. Widziała, że coś jest nie tak, ostatnio tak wyglądał w dniu w którym zabrał ją z ulicy.
-Izzy, co jest? Coś się stało?- powiedziała patrząc jak chłopak nerwowo przewraca zapalniczkę w rękach.  On jednak nie odpowiadał, wyciągnęła dłoń i położyła ją na rękach chłopaka. On wolno podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.- No proszę powiedz mi, wiem, że prawie nigdy nie gadamy, ale możesz mi ufać. Co się stało?
Izzy wciąż w ciszy wpatrywał się w oczy dziewczyny. W jego oczach był tylko smutek. Hope nie znosiła takich sytuacji, zawsze była jedną z osób które starają się nie mieszać w sprawy innych.  Nie miała pojęcia co powinna zrobić, miała wrażenie, że Izzy zaraz się rozpłacze. Nie wiedziała czy może powinna coś powiedzieć, może przytulić go. Miała nadzieję, że chłopak w końcu coś powie bo ta cisza stawała się dla niej coraz bardziej krępująca. Na szczęście Izzy na reszcie coś powiedział.
-Rano była tu Julie. Chciała wiedzieć co się stało, czemu się od niej odwróciłem. – wstał z krzesła i podszedł do okna.-  Wiesz tego dnia kiedy się poznaliśmy, to rano coś się wydarzyło. Od dawna chciałem powiedzieć Julie, że coś do niej czuje. Zacząłem jej szukać, dzień wcześniej trochę wypiliśmy więc było oczywiste, że została u nas w domu. Gdy wszedłem do pokoju Slash’a ona tam była, naga. Przespała się ze Slash’em. Jak zwykła dziwka, upiła się i poszła bzykać z Hudsonem.  Czułem się jakby mnie zdradziła, ale przecież nigdy nie byliśmy razem. Teraz wiem jak głupio postąpiłem.  Było jej przykro, rano przyszła wszystko wyjaśnić. Pytała, a ja nie odpowiadałem. W końcu ją pocałowałem i powiedziałem że ją kocham.  Wiesz ja od dawna coś do niej czułem, już jak ją poznałem wiedziałem, że będzie dla mnie kimś ważnym.  Po tym co jej powiedziałem , uciekła. Tak po prostu mnie zostawiła, nie powiedziała czy też mnie kocha czy też nie. Powiedziała jedynie, ze musi już iść i że zadzwoni.  Nie wiem co mam myśleć, nie kocha mnie, a może się wystraszyła?  Tak bardzo bym chciał aby ona czuła to samo co ja, byłą tu przy mnie, kochała mnie. Dobra, dosyć o mnie, pewnie masz własne problemy. Hope jesteś dla mnie zagadką. Wiesz zastanawia mnie co się stało w twoim życiu. Zachowujesz się jakby ktoś cię skrzywdził, jednak ja nie będę naciskał. Jeśli chciałabyś kiedyś pogadać to zawsze cię wysłucham. Pamiętaj o tym.- Izzy chyba potrzebował tej rozmowy. O ile można to nazwać rozmową, chciał wyrzucić z siebie wszystko co go męczyło.  Hope mu pomogła, samo wysłuchanie go było dużą pomocą.
Gdy  skończył mówić podszedł z powrotem do stołu i nalał sobie wódki. Wypił całą zawartość szklanki jednym łykiem.  Dziewczyna natomiast, siedziała naprzeciw niego i nie do końca wiedziała co powinna zrobić. Może powinna mu powiedzieć, żeby nie tracił nadziei, że na pewno będzie dobrze, żeby dalej próbował, walczył o nią? A może powinna powiedzieć, żeby odpuścił, że na pewno spotka kogoś lepszego, że nie tylko Julie chodzi po tym świecie? Nie umiała mu pomóc, nie wiedziała co mu powiedzieć.  Nigdy nikogo nie kochała, owszem kilkakrotnie była zakochana, a raczej zauroczona, ale nigdy nie mogła powiedzieć że kogoś naprawdę kocha. Nie miała pojęcia jak on się teraz czuje. Jedyne co mogła zrobić to powiedzieć mu że jakoś się ułoży i tak właśnie postąpiła. Izzy odpowiedział jedynie krótkim „Oby” , założył kurtkę i wyszedł z domu. Pewnie poszedł się najebać. Została sama, ale jej to nie przeszkadzało. Lubiła samotność. Podeszła do lodówki i zaczęła robić sobie śniadanie.  Zbyt wiele do wyboru nie miała, wyjęła ser masło i chleb i zabrała się za robienie kanapek.  Nawet nie myślała o tym gdzie poszedł Izzy, chciał pobyć sam, widocznie tego właśnie potrzebuje.
***
Julie weszła do mieszkania i od razu włączyła światło w przedpokoju. Nadal była w szoku. Domyślała się, że Izzy coś do niej czuje, ale nie spodziewała się, że okaże to się prawdą.  Zdjęła kurtkę i buty, po czym poszła do salonu. Wzięła telefon ze stolika, usiadła na sofie i wpatrywała się w słuchawkę. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Chętnie pogadała by teraz z Emily, jednak ona i Duff postanowili dłużej zostać w Seattle i powiedzieli że nie wiedzą kiedy wrócą, a nie chciała prowadzić takiej rozmowy przez telefon. Czy powinna zadzwonić do Izzy’ego i powiedzieć że też go kocha? Tylko czy ona go kocha, nie wiedziała co do niego czuje. Była pewna, że jest dla niej kimś bardzo ważnym, ale czy to właśnie miłość? Tego nie była pewna. Odłożyła słuchawkę na miejsce, poszła do kuchni i zrobiła sobie herbatę.  Potem poszła do salonu, usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Czekał ją kolejny samotny dzień, ale tym razem w jej głowie roiło się tak wiele myśli. Nie chciała teraz zadręczać się tym wszystkim. W telewizji właśnie zaczynała się jakaś komedia, postanowiła, że skupi się na oglądaniu filmu, tak też zrobiła.  Nawet nie zauważyła , kiedy zasnęła.
Gdy się obudziła za oknami było już kompletnie ciemno.  Spojrzała na zegar. 23. Długo spała, nagle zaburczało jej w brzuchu. Poszła więc do kuchni , aby przygotować sobie coś do jedzenia. Właśnie kończyła robić spaghetti , gdy usłyszała dzwonek drzwi. Zerknęła na zegar 23.30. „Kto to może być o tej porze?” pomyślała i poszła otworzyć drzwi. Zobaczyła Izzy’ego,  był pijany . Patrzył na nią błagalnym wzrokiem.
-Musiałem tu przyjść… Do ciebie… Julie jesteś taka piękna… -wybełkotał
-Boże Izzy! No wchodź…- dziewczyna była mocno zaskoczona pojawieniem się bruneta w jej mieszkaniu. Wprowadziła go do kuchni i posadziła na krześle.  Zastanawiała się co by tu z nim teraz zrobić. – Izzy tam jest łazienka –wskazała ręką na białe drzwi naprzeciwko kuchni.- Weź chłodny prysznic. Czekaj mam jakieś T-shirty i szorty Duff’a, Emily kiedyś przez przypadek tu przyniosła czy coś, zaraz ci je dam. –chłopak lekko pokiwał głową. Julie poszła do sypialni i po chwili wróciła z ręcznikiem i ubraniami, podała je Izzy’emu , a ten poszedł do łazienki. Po chwili było słychać szum wody. Julie nałożyła sobie spaghetti, usiadła przy stole i zaczęła jeść.  Po paru minutach z łazienki wyszedł brunet, był już bardziej „przytomny”. Delikatnie uśmiechnął się do blondynki, podszedł do niej spojrzał w oczy i wyszeptał „Dziękuję”. 
-Mogę trochę tego spaghetti wiesz dziś prawie nic nie jadłem.- spytał
-Tak, tak jasne... Wiesz Izzy chyba znów musimy porozmawiać. Przepraszam cię że tak się rano zachowałam, ale hmmmm…. Zaskoczyłeś mnie i to bardzo.  Wiesz ja chyba…- tu zawiesiła swój głos.  Izzy, który właśnie nakładał sobie makaron spojrzał, na dziewczynę. W oczach chłopaka widziała uczucie. Wiedziała, że on czeka na to żeby powiedziała, że go kocha. Przymknęła oczy, to wszystko było takie trudne.  „Julie zdecyduj się… On cię kocha a ty potrzebujesz miłości… Przecież jesteś taka samotna. On jest taki przystojny, świetnie ci się z nim gada.  Tak to jest miłość.” Mówiła sobie w myślach. Wzięła głęboki oddech.- ja chyba też cię kocham- powiedziała cicho.  
Chłopak odłożył talerz podszedł do niej i mocno wpił się w jej usta. Uniósł dziewczynę i posadził na stole.  Zaczął błądzić rękami po jej plecach, nie przestając ją całować. Całował jej usta , szyję, kochał każdy centymetr jej ciała, był tego pewien. Ona teraz też już wiedziała,  że go kocha. Powoli zdjął jej koszulkę. Dziewczyna spojrzała na niego i się zaśmiała.
-Jeszcze przed chwilą chciałeś jeść. –powiedziała.
-Ale teraz chcę ciebie…- mruknął i wrócił do całowania dekoltu dziewczyny.
 Nagle poderwał ją do góry, ona oplotła go nogami  i tak ruszyli w stronę sypialni. Izzy delikatnie położył Julie na łóżku. Po czym odszedł na chwilę od niej aby włączyć muzykę.  Zdjął spodnie, Julie zrobiła to samo. Chłopak z powrotem podszedł do łóżka i wrócił do całowania blondynki.  Po chwili Julie była już nad Izzy’m i całowała jego tors. Spojrzała  chłopakowi w oczy. Wzrok miał przepełniony pożądaniem. Julie uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do całowania. Schodziła coraz niżej, gdy dotarła do jego krocza chłopak wydał z siebie cichy jęk.  Dziewczyna podniosła się trochę i pocałowała chłopaka w usta.  Chłopak obrócił ją tak, że znów była pod nim zdjął jej biustonosz i zaczął całować jej piersi.  Ssał jej sutki a dziewczyna cichutko jęczała.  Po chwili byli już zupełnie nadzy.  Dziewczyna wplotła ręce we włosy Izzy’ego i zaczęła namiętnie go całować.
-Masz gumki? – spytała dziewczyna.
-Mhm- powiedział Izzy.
Nagle chłopak w nią wszedł. Dziewczyna krzyknęła, z każdą minutą jęki i krzyki stawały się coraz głośniejsze.  Izzy starał się je stłumić pocałunkami, jednak to nie wiele dawało.  Czuł że dziewczyna jest już bliska spełnienia.
-Kocham … Cię… Bardzo, cię kocham!!!- krzyknęła dziewczyna i zmęczona opadła na bruneta. Ten tylko się uśmiechnął i pocałował ją w czoło. Julie zsunęła się z niego i położyła obok.  Izzy mocno ją przytulił i tak zasnęli.
***
Ostatnie  pięć tygodni wiele zmieniły w życiu Lucy i Izzy’ego.  Byli jeszcze bliżej ze sobą, chłopak nawet przeprowadził się do blondynki.  Od paru dni blondynka gorzej się czuła, wymiotowała i ogólnie była słaba. Jednak Izzy dzielnie się nią opiekował, raz nawet ugotował rosół co mile zaskoczyło Julie.
Julie właśnie wróciła z łazienki i wykończona padła na łóżko. Znów wymiotowała. Izzy pogłaskał ją po głowie i ucałował w policzek.
-Powinnaś iść do lekarza.- powiedział
-Ale przecież nie mam gorączki, jestem zdrowa. Po prostu czymś się zatrułam. –odpowiedziała dziewczyna.
-A może ty jesteś w ciąży co?- dziewczyna właśnie tego się obawiała. Prawdopodobieństwo ciąży było bardzo wysokie , ale jak to możliwe? Przecież się zabezpieczali. Dziewczyna bała się przyznać że spóźnia jej się okres. Bała się że Izzy ją zostawi. Nie odpowiedziała na jego pytanie, nie musiała.-Dobra zapiszę cię do lekarza. Może przyjmie cię jeszcze dziś. –powiedział, wstał z łóżka i poszedł do salonu.  Po chwili słyszała już rozmowę Izzy’ego z lekarzem.  A co jeśli okaże się że jest w ciąży? Jak dadzą sobie radę? Przecież są jeszcze młodzi, jeszcze nie czas na dzieci.
Parę godzin później siedziała już w poczekalni u lekarza. Cudem przekonała Izzy’ego, żeby został w domu. Bała się i to bardzo ale jakoś nie chciała żeby był tu z nią. Wolała być sama. Po długich oczekiwaniach została zaproszona do gabinetu. Po długich badaniach, lekarz kazała jej zaczekać na korytarzu po paru minutach ponownie zaprosiła ją do gabinetu.
-Pani Swissy jest pani w ciąży, gratuluję! To końcówka 2 miesiąca.- powiedziała lekarz z uśmiechem. Jednak Julie wcale nie była szczęśliwa. Drugi miesiąc… To mogło oznaczać tylko jedno… Szybko wstała i wyszła z gabinetu, a potem z budynku.
Szła szybkim krokiem wciąż płacząc. Co teraz będzie? Izzy pewnie ją zostawi… Zostanie sama z dzieckiem. Czemu spotkało to właśnie ją i właśnie teraz gdy była taka szczęśliwa.
 Po kilkunastu minutach drogi doszła do domu.  Weszła do mieszkania i trzasnęła drzwiami. Po chwili w przedpokoju pojawił się Izzy. Spojrzał na dziewczynę , podszedł do niej i ją przytulił.
-Izzy, jestem w ciąży…- chłopak przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował. Był szczęśliwy w przeciwieństwie do niej.
***
No dobra wiem nie jest długi, ale mam nadzieję, że się podobał. To był pierwszy w moim życiu opis seksu, co prawda nie do końca wyszło jak chciałam. Nie było tu również Duff’a i Emily ale wkrótce powrócą. Błagam komentujcie to dla mnie baaaaaaaaaaaaardzo ważne.

wtorek, 19 lutego 2013

Info!!!! WAŻNE

Wiem, wiem długo nic nie wstawiłam, ale byłam chora i nie miałam siły. Teraz muszę nadrobić zaległości w szkole. Ogólnie piszę też nowe opowiadanie ale na razie nie będę go publikować. Wkrótce postaram się wstawić nowy rozdział.



Tymczasem zapraszam na nowego bloga założonego przez moją koleżankę.  Mi bardzo się spodobał mam nadzieję, że z wami będzię tak samo, więc jeśli macie chwilkę proszę zajrzyjcie tam i pozostawcie coś po sobie!


Pozdrawiam Alex

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 10


Chciałam napisać jakiś długi i ciekawy rozdział, ale nie bardzo wyszło. Mam jednak nadzieję, że się spodoba. Przepraszam również za wszystkie błędy ale niektóre części tego rozdziału były pisane w nocy. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Miłego czytania.                                                                          /Alex


Rozdział 10
Julie
Wybiegłam szybko z domu. Po mojej twarzy spływały łzy. Czułam złość i smutek. Czułam, że straciłam przyjaciela.  Ciągle nie mogłam zrozumieć dlaczego Izzy tak zareagował na to co zdarzyło się między mną a Slash’em. Zachował się tak jakbym go zdradziła, a przecież nigdy nie byliśmy razem. Nawet nigdy między nami nie iskrzyło.  Czyżby on coś ukrywał? W dodatku kim jest ta Hope? Widać, że jest młodsza od Stradlina i to chyba sporo. Nie chce mi się wierzyć, że to jego dziewczyna. Wcześniej nie wspominał, że się z kimś spotyka. Jednak to jest tylko i wyłącznie jego sprawa, nie będę się wtrącać. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzi, wygląda na miłą. Kurczę teraz bardzo brakuje mi Emily, nie chce żeby wiedziała o mnie i Slash’u jednak brakuje mi rozmowy z nią. Chciałabym ją zobaczyć, na szczęście niedługo wracają.
Szłam ulicami Los Angeles już się uspokoiłam, jednak nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie chciałam iść do domu i siedzieć tam sama. Postanowiłam, że pójdę do Amy i Axl’a. Dopiero pod ich drzwiami, po naciśnięciu dzwonka, uświadomiłam sobie, że przecież jest Boże Narodzenie a do Amy przyjechali rodzice.  Usłyszałam kroki, po chwili drzwi się otworzyły. Zobaczyłam Axl’a. Chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Axl, ja nie chce wam przeszkadzać, ale…-zaczęłam.
-Wchodź.- powiedział i uśmiechnął się jeszcze szarzej. 
Poszłam w kierunku salonu , na kanapie siedziała Amy z Summer na rękach, a naprzeciw niej w fotelach siedzieli mężczyzna i kobieta na oko pięćdziesięcioletni.  To chyba rodzice Amy.
-Dzień dobry – powiedziałam . Rodzice Amy odpowiedzieli mi tym samym. Amy przedstawiła mnie. Zaprosiła mnie żeby usiadła koło niej. Axl zrobił mi kawę i przyniósł ciasto.  Siedzieliśmy I wesoło rozmawialiśmy, jednak Amy chyba wyczuła, że coś jest nie tak. Spojrzała na mnie po czym przysunęła się i spytała mnie szeptem co się stało . Powiedziałam tylko  „Izzy i Slash”. Dziewczyna przeprosiła rodziców na chwilę i pociągnęła mnie za sobą do kuchni.  Usiadłyśmy przy małym stoliku, a ja zaczęłam opowiadać o wszystkim co się wydarzyło. Amy spojrzała na mnie ze współczuciem i zaczęła mówić.
-Wiesz, to co powiedział Izzy… Myślę, że on jest zazdrosny, on chyba coś do ciebie czuję. Parę razy już widziałam jak na ciebie patrzył, tak jakoś inaczej z takim uwielbieniem. Powinnaś z nim szczerze porozmawiać, to nie będzie łatwe pewnie będzie chamski itd., no ale taki on już jest. Ta rozmowa może wiele dać. Też uważam, że z tą dziewczyną to kłamstwo, a jeśli nie no to życzę im szczęścia. A ty coś czujesz do Slash’a albo Izzy’iego?
Szczerze to nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Nigdy o tym nie myślałam. Gunsi byli dla mnie przyjaciółmi, byli jak rodzina.  Rzeczywiście ze Slash’em zawsze dogadywałam się najlepiej. Z Izzy’m za to mogłam o wszystkim porozmawiać zawsze mnie wysłuchiwał i zdawało mi się, że rozumiał.  Jednak chyba z żadnym z nich nie łączyło mnie nic więcej niż przyjaźń. Nie miałam pojęcia co powinnam odpowiedzieć Amy. Miałam mętlik w głowie.
-Nie wiem -powiedziałam w końcu i spuściłam głowę.
-Powinnaś chociaż spróbować pogadać ze Stradlinem. Jak chcesz mogę poprosić Axl’a to z nim…
-Nie! Nie mów nic Axl’owi.
-Dobrze, ale obiecaj mi, że przemyślisz tą rozmowę. Naprawdę myślę, że to by mogło pomóc.
Wróciłyśmy do pokoju. Axl opowiadał właśnie jakiś „przezabawny” żart z którego potem śmiał się tylko on.  Jak patrzyłam na Axl’a i Amy to widziałam, że naprawdę się kochają. Czy ja znajdę taką miłość? Pewnie tak, ale jeszcze nie teraz.

Hope
Nie wiem czym się kierował zabierając mnie na obiad a potem do domu. Czy naprawdę chciał mi pomóc? Może byłam tylko pionkiem w jego grze. Powiedział mi że ta dziewczyna nie jest dla niego nikim ważnym, jednak nie jestem ślepa . Widziałam miłość w jego oczach, widziałam też ból. Widocznie ona go zraniła, a on teraz chciał wykorzystać mnie aby wzbudzić jej zazdrość. Tak, przejrzałam go. Jednak mogę się mylić . Może chciał mi pomóc jedynie z dobrego serca? Może naprawdę obchodził go mój los. Nie wiem. Jedno jest pewne. Jestem mu wdzięczna, że zabrał mnie z ulicy, pomógł mi. Przez chwilę mogę czuć się bezpiecznie. Fakt, że mam zamieszkać ze starszym ode mnie mężczyzną który w dodatku chcę żebym udawała jego dziewczynę aby wzbudzić zazdrość w innej, jednak troszkę mnie przeraża. Boję się… Boję się miłości, ona mnie przeraża. Boję się odrzucenia, kłamstw, tego że ktoś mnie zrani. Obawiam się, że on zacznie coś dla mnie znaczyć. Stanie się moim bohaterem, ideałem. Zawsze byłam bardzo ufna, łatwo przywiązywałam się do ludzi. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę zacząć szukać jakiejś pracy. Zdobędę kasę potem może wynajmę jakieś mieszkanie. Muszę polegać sama na sobie, tego nauczyło mnie życie. Muszę nauczyć się samodzielności. W końcu uciekłam od koszmaru który prześladował mnie całymi latami. Moje życie było złym snem z którego nareszcie się obudziłam. Mam nadzieję, że ten koszmarny sen już nie wróci.Teraz już na pewno mi się ułoży, muszę tylko się usamodzielnić i wyjść na swoje. Na razie zatrzymam się u Izzy’ego jednak nie na długo. Muszę jak najszybciej zarobić na coś własnego.
Nagle drzwi się otworzyły. Spojrzałam w tamtą stronę, do pokoju wszedł Izzy. W rękach trzymał jakiś koc i ręczniki. Położył wszystko na łóżku, na którym leżałam, po czym usiadł obok mnie.
-Mam nadzieję, że ten pokój ci odpowiada. Może nie jest jak w hotelu pięciogwiazdkowym, ale chyba nie jest tak źle, co?- powiedział i spojrzał na mnie czekając na odpowiedź.
-Nie, jest bardzo dobrze. Kto tu wcześniej mieszkał? Bo chyba ktoś tu mieszkał.- odpowiedziałam wskazując brodą na plakaty porozwieszane na ścianach.
Były to plakaty zespołów. Osobiście niezbyt interesowałam się muzyką. Czasem słuchałam jakichś rockowych kawałk
ów, jednak mogłam przeżyć bez muzyki. Nie mogłam się również nazwać fanką jakiegokolwiek zespołu. Części z postaci na plakatach zupełnie nie kojarzyłam. Możliwe, że kiedyś słuchałam ich kawałków jednak z nazw czy wyglądu ich nie rozpoznawałam. Osoba, która mieszkała tu przede mną byłą, jak widać, moim przeciwieństwem. Słuchała muzyki, a nawet miała ulubione zespoły.
-Tak, mieszkał tu mój przyjaciel. Wokalista zespołu w którym gram. Jednak teraz mieszka z narzeczoną i dzieckiem.- odpowiedział chłopak. Ja tylko pokiwałam głową. Nie jestem zbyt rozmowną osobą, więc chciałam już zakończyć naszą konwersację. Siedziałam w ciszy, licząc na to, że Izzy zauważy to.
-Jakbyś chciała się umyć to łazienka jest…- zaczął, ale ja nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Na końcu korytarza. Pokazywałeś mi już. Wiem też gdzie jest kuchnia, twój pokój i pokoje twoich współlokatorów.- chłopak lekko się uśmiechnął po czym wstał z łózka i wyszedł.
Zostałam sama, jednak nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, zawsze lubiłam samotność. Mogłam wtedy zapomnieć o wszystkim i skupić się na przemyśleniach, marzeniach, na swoim własnym świecie. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, lubię czasem patrzeć na ludzi idących ulicą i zastanawiać się jakie jest ich życie, gdzie idą, albo kim są. Ogólnie lubię pogrążać się w marzeniach i rozmyślaniu nad różnymi sprawami. Gdy byłam młodsza, wyobrażałam sobie idealny świat. Tam zawsze świeciło słońce, nikt nie czuł bólu, nikt nie był smutny, czy zły. Wszyscy się kochali, każdy był szczęśliwy. Im stawałam się starsza, tym takie wyobrażenia idealnego życia, były dla mnie coraz bardziej głupie i infantylne. Było to dla mnie nawet troszkę śmieszne, jaka byłam naiwna wierząc, że ten perfekcyjny świat gdzieś jest. Przecież ta wizja była zbyt idealna, żeby mogła być prawdziwa. Myślałam, że gdzieś jest miejsce, gdzie każdy jest bezpieczny, gdzie nie ma zła, jest tylko dobro. Teraz już wiem, że takiego miejsca nie ma, nigdy nie było i nie będzie.  Nie twierdzę jednak, że na tym świecie nie ma już dobra. Myślę, że w każdym jest dobro tylko niektórzy nie potrafią go w sobie odkryć. Może za bardzo się pogubili, może ktoś ich zranił i nienawiść stała się dla nich lekarstwem na ból. Wierzę w to, że dla tych ludzi jest jeszcze ratunek trzeba im tylko pomóc odnaleźć to dobro.
Wzięłam ręcznik i sięgnęłam po plecak. Otworzyłam go i zaczęłam szukać czegoś w czym mogłabym spać. Nie było w nim wiele rzeczy, więc wielkiego wyboru nie miałam. Wzięłam jasno niebieski za duży T-shirt i krótkie spodenki. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku łazienki. Otworzyłam  białe, lekko poobdzierane z farby drzwi. Łazienka była mała i troszkę za syfiona. Mi jednak to nie przeszkadzało, ważne , że w ogóle jest. Rozebrałam się , odkręciłam wodę i weszłam pod prysznic. Tego mi było trzeba. Po paru dniach spędzonych na ulicy, bardzo potrzebowałam takiej błahej rzeczy jak prysznic. W łazience był szampon, więc umyłam włosy. Wyłączyłam wodę i dokładnie osuszyłam ręcznikiem włosy, a następnie całe ciało. Ubrałam się w piżamę i ruszyłam z powrotem do pokoju, który zajmowałam. Na korytarzu wpadłam na niskiego blondyna. Izzy mówił, że nie mieszka sam, ma dwóch współlokatorów. To pewnie jeden z nich. Od chłopaka śmierdziało alkoholem, miał nieobecny wzrok i chyba nie bardzo wiedział co się z nim działo. Spojrzał na mnie po czym minął mnie bez słowa i poszedł do swojego pokoju. Ja postąpiłam tak jak on. Po wejściu do pomieszczenia rozwiesiłam ręcznik na kaloryferze, a ubrania włożyłam do plecaka. Nagle poczułam burczenie w brzuchu. Postanowiłam, że pójdę do kuchni i zrobię sobie jakieś kanapki. Skierowałam się do kuchni. W kuchni siedział Izzy i właśnie jadł kanapki. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął. Machnął ręką zapraszając mnie do stołu. Usiadłam koło niego i chwyciłam kanapkę. Zaczęłam jeść. Siedzieliśmy w ciszy.
-Mogę cię o coś zapytać?- odezwał się Izzy po paru minutach.
-Yhm- odpowiedziałam przeżuwając chleb.
-Uciekłaś z domu, prawda? Tylko powiedz prawdę. Bo niby jaki mógłby być powód tego, ze siedziałaś na ulicy. Sama, zapłakana, głodna. Proszę powiedz, coś się stało? Ktoś cię krzywdził, a może przed czymś uciekasz?- nie miałam najmniejszej ochoty opowiadać mu o moich problemach, mojej przeszłości. Chciałam od tego wszystkiego uciec, zamknąć za sobą drzwi do mojej przeszłości i już nigdy ich nie otwierać.
-Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać. Może kiedyś ci to powiem. – odpowiedziałam cicho, nie patrzyłam na niego . Schyliłam głowę i wpatrywałam się w swoje ręce.
-Dobrze, przepraszam. – powiedział po czym wziął paczkę Malboro ze stołu, wyjął z niej jednego papierosa i odwrócił pudełko w moja stronę, proponując mi, abym zapaliła z nim. Pokręciłam tylko przecząco głową. Zabrał paczkę i schował do kieszeni. Odpalił papierosa. Ja skończyłam jeść kanapkę, wstałam i poszłam do pokoju.  Położyłam się do łóżka, miałam nadzieję, że to będzie spokojna noc, nie chciałam znów mieć koszmarów.


Duff
Teraz gdy mam Emily przy sobie, w końcu zrozumiałem, jak wiele straciłem wyjeżdżając ze Seattle. Co prawda w tedy nic takiego między nami nie było, jednak ja coś do niej czułem. Gdybym tylko jej to wtedy powiedział, jeśli ona czułaby to samo, pewnie zostałbym w Seattle. Uchroniłbym moją mamę od cierpienia, tęsknoty i smutku. Jednak to nie jest tak, że żałuje mojego wyjazdu do LA. Wręcz przeciwnie, cieszę się z podjętej przeze mnie decyzji. Dzięki temu wyjazdowi poznałem przyjaciół, których nigdy nie zapomnę oni są dla mnie jak rodzina. Znaczą dla mnie tak wiele. Może to głupie, że facet tak myśli. Nie wyobrażam już sobie życia bez zespołu, bez Gunsów. Tak, jak nie chcę już żyć bez Emily. Chcę zasypiać i budzić się koło niej każdego dnia. Widzieć jej uśmiech, jej oczy. Widzieć, że jest szczęśliwa. Szczęśliwa, ze mną. Chcę ją chronić przed złem. Już nikt jej nie skrzywdzi.
Chcę, aby nasze uczucie było wieczne. Chcę, za 10 lat kochać ją tak samo jak dziś i , żeby ona też mnie tak kochała. Boję się jednego. Boję się, że niechcący ją skrzywdzę, zranię. Że nie będzie potrafiła mi wybaczyć. Że nasza miłość pryśnie jak bańka mydlana, zniknie niczym sen. Będę robił wszystko aby tak się nie stało. Za bardzo mi na niej zależy, za bardzo ją kocham, żeby ją stracić.
Dziś na kolację przychodzą moi rodzice. Emily od paru godzin nie wychodzi z kuchni, ciągle gotuje. Chciałem jej pomóc, ale nawet nie pozwala mi się do niczego zbliżyć. Wróciłem więc do pokoju i włączyłem winyl Aerosmith. Znalazłem stare albumy ze zdjęciami Em i postanowiłem je obejrzeć. Usiadłem na łóżku i zacząłem przeglądać fotografie. Niektóre zdjęcia były bardzo zabawne. Na wielu z nich była Julie , na kilku nawet byłem ja.
-Co robisz?- usłyszałem nagle. To była Emily, nawet nie zauważyłem kiedy weszła do pokoju.  Natychmiast zamknąłem album i położyłem go za sobą.
-Nic… A ty już skończyłaś gotować?
-Przecież widziałam. Oglądałeś moje stare zdjęcia.  No i co, fajnie jest się pośmiać ze mnie?
-Przecież ja się nie śmiałem… Byłaś ślicznym dzieckiem wiesz?
-Dobra już się nie podlizuj. Skończyłam gotować. – spojrzała na zegarek.- Za jakieś 2 godziny powinni przyjść twoi rodzice. Chwilę odpocznę, a potem się przebiorę i umaluję.
-Powiemy im?
-Ale o czym?
-No o zaręczynach. Wiesz myślę, że ucieszyli by się gdyby wiedzieli.
-Nie wiem. Może jeszcze zaczekajmy. Powiedzmy im jak już zaczniemy przygotowania do ślubu.
-Dobrze, a kiedy zaczniemy te przygotowania?
-Nie wiem Michael. Nie spieszmy się zbytnio. Nie jesteśmy jeszcze ze sobą zbyt długo.  Pomieszkajmy jeszcze trochę ze sobą.
-Ale skoro się kochamy to na co mamy czekać?
-Duff proszę…
-Dobrze kochanie jak chcesz.- powiedziałem i objąłem ją ramieniem. Może i Em ma racje, może rzeczywiście powinniśmy trochę poczekać, nie spieszyć się. Siedzieliśmy tak parę minut.
-Dobra idę wziąć prysznic.- powiedziała Em i poszła do łazienki.
Zostałem sam. Wiem, że Emily nie lubi jak grzebie się jej w rzeczach, ale bardzo mi się nudziło więc podszedłem do jej biurka i zacząłem szperać w szufladzie. Nie było tam nic ciekawego. Nagle natknąłem się na jakieś zdjęcie. Było ono z zakończenia roku szkolnego. Zostało ono zrobione rok przed moim wyjazdem, byłem na nim ja i Emily. Gdzieś z boku stała Julie patrząc wrogo w naszą stronę. Odwróciłem zdjęcie, było tam na  pisane „Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwa. Już wam nie przeszkadzam       J.” . Najpierw nie wiedziałem o co chodzi, jednak po chwili skojarzyłem fakty. No tak przecież Julie była we mnie zakochana, a ja ją odrzuciłem bo podkochiwałem się w Emily. Wiem, że się Julie miała żal do mnie i do Emily. Nie spodziewałem się jednak że był on taki duży. Teraz już chyba wszystko jest w porządku. Mój wyjazd pewnie pomógł. Z tego co wiem przed wyjazdem Em do LA było między nimi w porządku. Cieszę się, że Emily odzyskała przyjaciółkę. 

środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 9


Ogólnie to na początku chciałam podziękować mojej koleżance Justynie za wsparcie przy pisaniu tego rozdziału. Niektóre pomysły były baaaardzo interesujące ( np. Izzy w ciąży), no ale z jej pomocą udało mi się stworzyć coś takiego. Mam nadzieję, że się spodoba. Mi osobiście początek się podoba ale koniec chyba lekko zwaliłam. Pozostawiam to wam do oceny.
                                    /Alex

Rozdział 9

Emily

Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca, wpadające do pokoju. Otworzyłam oczy, koło mnie spał Duff. Wolno wyszłam z łóżka starając się go nie obudzić. Narzuciłam na siebie jakiś T-shirt i krótkie spodenki i zaszłam na dół. Weszłam do kuchni, na stole leżała kartka, napisana przez mojego tatę:
Mój kolega i jego żona zaprosili mnie dziś do siebie. Powinienem wrócić przed 17. Nie musicie przygotowywać nic do jedzenia, w lodówce jest obiad wystarczy że odgrzejecie. Zróbcie jakieś zakupy, bo jutro na kolacje przychodzą rodzice Michael’a                                                                                                           Tata”

Ucieszyłam się mimo, że nie lubię robić zakupów. Odłożyłam kartkę na stół, po czym postanowiłam zrobić śniadanie dla mnie i Michael’a.  Wyjęłam chleb, masło, ser i zrobiłam tosty. Potem zaparzyłam dwie kawy i poszłam ze śniadaniem na górę.  Michael ciągle spał, dlatego postawiłam śniadanie na biurku i poszłam obudzić mojego narzeczonego. Narzeczony, jak to wspaniale brzmi. Może i się trochę pospieszyliśmy, ale naprawdę bardzo się kochamy. Emily McKagan to też ładnie brzmi. Podeszłam do łózka i pocałowałam Michael’a , nawet nie drgnął. Powtórzyłam próbę, nadal nic. Już chciałam pójść do łazienki po zimną wodę, gdy poczułam dłonie Duff’a na moich biodrach. Szybko przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować.
-Ej, udawałeś!- krzyknęłam.
-Co…-powiedział między pocałunkami- co udawałem?
-Że śpisz.
-Ja? Ja nigdy nie udaje.
-Dobra, wstawaj zrobiłam śniadanie. Tosty.
-Mmmm… Tosty? No dobra już wstaje.- powiedział i wstał.
Wzięłam z biurka tackę z jedzeniem i postawiłam na podłodze.
-Będziemy jeść na podłodze? –spytał lekko zdziwiony Duff.
-Mhm- odpowiedziałam.
Zabraliśmy się do jedzenia robiąc tylko małe przerwy na pocałunki.

Slash
Powoli otworzyłem oczy i pierwsze co pomyślałem : „O kurwa moja głowa!” . Mój wzrok powoli zaczął się wyostrzać .  Zobaczyłem znajomy sufit ( przyp. aut. Może jestem dziwna ale mam z tego bekę).  Dobra przynajmniej jestem w domu…
Z wczorajszego wieczoru pamiętam tylko tyle, że była wigilia i przyszła Julie i zrobiła nam jakieś żarcie. Potem zasiedliśmy do stołu zjedliśmy. Następnie to już chyba wiadomo, zaczęliśmy pić. Więcej już nie pamiętam.
Obróciłem powoli głowę i zobaczyłem jakąś dziewczynę. Przyjrzałem jej się i doszedłem do szokującego wniosku że koło mnie leży Julie. Naga Julie! No to mamy problem… Koło łóżka na szafce nocnej leżały moje papierosy, więc sięgnąłem po nie , by już po chwili móc się zaciągnąć. Nagle drzwi się otworzyły. W progu zobaczyłem Izzy’iego.  Spojrzał na mnie i nagą Julie. W jego oczach widziałem złość i ból, tak jakby to co zobaczył go zraniło.
-Kurwa Stradlin, może byś tak zapukał?!- krzyknąłem.
-Spierdalaj- wycedził przez zęby, po czym trzasnął drzwiami. Potem słyszałem jak zbiega po schodach na dół i wychodzi z domu ponownie trzaskając drzwiami. O co mu chodzi? Dobra, nie ważne. Mój krzyk i trzaskanie drzwiami obudziły Julie. Właśnie przetarła oczy i spojrzała na mnie pytająco z lekko przerażoną miną.
-Czy my?- spytała
-Nie wiem, nic nie pamiętam.- odpowiedziałem cicho i usiadłem na łóżku.
-Nikt się nie może o tym dowiedzieć. – powiedziała i położyła mi dłoń na ramieniu . Mimo, że nie żywię do niej większych uczuć to jednak, to że nie chce żeby ktokolwiek wiedział o tym co między nami zaszło trochę zabolało.
-Trochę za późno. – powiedziałem . Strąciłem jej rękę z ramienia i wstałem. Spojrzałem na nią, w sumie niezła laska szkoda, że nic nie pamiętam z tej nocy.
-Jak to za późno ?!- krzyknęła. Wkurzyła się… Czyżby się mnie wstydziła czy co?
-Izzy wparował tu przed chwilą bez pukania. Zobaczył nas . Wkurwił się nie wiem dlaczego i gdzieś poszedł.
-Zajebiście. – powiedziała wstając z łóżka i zakładając majtki i moją koszulkę.
-Ej mała nie martw się przejdzie mu.
-Jego akurat mam gdzieś. Nie chcę, żeby Em się dowiedziała.
-Ja nic nie powiem, ale ze Stradlinem może być gorzej.
-Dobra pogadam z nim.- powiedziała kierując się do drzwi. Tuż przed wyjściem zatrzymała się, odwróciła, spojrzałą mi w oczy i powiedziała. – Slash, ja… Po prostu o tym zapomnijmy ok? Nic tu się nie wydarzyło, nigdy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, tak?
Spuściła wzrok w jej oczach dostrzegłem ślad smutku.
-Jasne odpowiedziałem. Jeśli tego chcesz. – dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła i wyszła z pokoju. Usiadłem na łóżku i odpaliłem kolejnego papierosa. Jedyną rzeczą o której myślałem była reakcja Stradlina. Co mu się stało? Czy on… Nie to nie możliwe, a może jednak. Nie wiem.

Izzy
W końcu podjąłem decyzję , że powiem Julie co do niej czuje. Rano zacząłem jej szukać. I co ? Kurwa Slash ją zaliczył! Zajebiście. Teraz nie wiem co o niej myśleć. Zachowała się jak zwykła dziwka. Muszę o niej zapomnieć. O wiem pójdę na dziwki to zawsze pomaga!
Szedłem ulicami LA, nagle coś przykuło moją uwagę, a tak właściwie ktoś. Na brzegu chodnika siedziała młoda dziewczyna miała na sobie obcisłe czarne, poprzecierane jeansy, biały T-shirt i ramoneskę.  Była przerażająco chuda, miała wory pod oczami. Miała potargane włosy, a na jej policzkach były ślady po zaschniętych łzach. Przystanąłem i chwilę jej się przyglądałem. Poczułem jakieś ukucie w sercu, zrobiło mi się jej szkoda. Zacząłem powoli iść w jej stronę. Usiadłem koło niej. Dziewczyna spojrzała na mnie , właściwie to była całkiem ładna, odsunęła się troszkę.
-Nic ci nie zrobię . Nie bój się.- powiedziałem
-Nie znam cię skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie zgwałcić. – odpowiedziała.
-Mogę ci tylko powiedzieć, że się mylisz. Jednak to czy mi uwierzysz to twoja sprawa.
-Czego ty ode mnie w ogóle chcesz, co?
-Pogadać, dowiedzieć się czemu tu tak siedzisz. Chyba jesteś głodna przynajmniej tak wyglądasz, więc może zabrałbym cię do jakiejś restauracji czy coś.
-Nie twoja sprawa.
-Dobra, to ja idę.- wstałem i już miałem odejść kiedy usłyszałem głos dziewczyny.
-McDonald.
-Co?- nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
-Wystarczy, że weźmiesz mnie do McDonalda, dawno nic nie jadłam.
-No dobra to chodź.
Podałem jej rękę i pomogłem wstać. Ruszyliśmy w stronę McDonalda.  Szliśmy w ciszy. Skoro nie chciała mówić o sobie nie nalegałem. Tak właściwie to nie wiem czemu jej pomogłem. Nigdy mnie takie rzeczy nie ruszały, ale ta dziewczyna jakoś mnie zainteresowała.
Doszliśmy do McDonalda.
-No to co chcesz?- spytałem.
-Cheeseburgera, frytki i colę. – odpowiedziała.
-Dobra to ja idę po żarcie, a ty idź zająć stolik.- zrobiła to co powiedziałem.
Po chwili siedzieliśmy już przy stoliku i jedliśmy.
-Tak właściwie to jak masz na imię?- spytałem.
-Hope.
-Hope…-powtórzyłem po niej.- Nadzieja , ładnie.
-Dzięki. A ty?
-Ja mam na imię Izzy.
-Też fajnie.- uśmiechnęła się.
-Ile masz lat?
-17. Dobra dzięki za jedzenie, ale będę już spadać. Muszę poszukać jakiegoś lokum.-powiedziała –Ale najpierw muszę skombinować jakieś pieniądze- dodała cicho. Zaczęła się zwijać. Gdzie ona znajdzie kasę? Znajdzie prace? Ona ma dopiero 17 lat. Postanowiłem, że jej pomogę.
-Hej czekaj! Może zatrzymałabyś się na chwilę u mnie póki nie znajdziesz pracy i czegoś dla siebie? – spytałem.
-Przecież ja cię prawie nie znam.- powiedziała. Jednak zobaczyłem, że mimo wszystko moja propozycja jej się spodobała.- Chyba nie mam innego wyjścia. Dobra prowadź co swojego domu. – uśmiechnęła się szeroko.
Fakt, że mogę pomóc tej dziewczynie bardzo mnie cieszy, jednak ważne jest również to, że może wzbudzę zazdrość w Julie i zostawi Slash’a. W sumie to nikt nie powiedział, że są razem, ale sam widziałem no nie?
Ruszyliśmy w stronę domu. Ciekawe jak chłopaki zareagują na Hope.  Szliśmy w ciszy więc obmyśliłem swój plan. Poproszę Hope żeby poudawała moją dziewczynę.  Może jestem okrutny, chcę ją wykorzystać żeby zdobyć Julie. Dach nad głową ma swoją cenę.
Weszliśmy do domu. Zaprowadziłem  ją do salonu. Na kanapie siedziała Julie. Spojrzałem na Julie i nagle poczułem straszliwy smutek i żal. Tak właściwie o co? Przecież ona nie wie, że się w niej zakochałem. Chyba najlepiej będzie jednak o niej zapomnieć . Ciągle zmieniam zdanie! Stradlin co się z tobą dzieje?! Jesteś facetem czy nie?!
Podszedłem do Hope i szepnąłem jej do ucha.
-Będziesz udawać moją dziewczynę jeśli chcesz tu zostać.- ona tylko kiwnęła lekko głową i objęła mnie w pasie.
-Izzy gdzie ty tyle byłeś? I kto to jest?- spytała Julie.
-Nie twoja sprawa.- warknąłem.- A to moje dziewczyna, Hope będzie tu mieszkać. A tak właściwie co ty tu jeszcze robisz, co ? Nic mi o tym nie wiadomo, żebyś tu mieszkała.
-Co cię ugryzło? Zaraz idę, czekałam na ciebie. Musimy porozmawiać.- odwróciła się do Hope- Jestem Julie. Przy… Znajoma Izzy’iego. – podały sobie ręce.- Stradlin chodź do kuchni -rzuciła chłodno.
Poszedłem za nią do kuchni.
-Czego chcesz?- spytałem.
-To co rano widziałeś… To nie tak my byliśmy pijani i tak jakoś…- powiedziała. Była wyraźnie poddenerwowana, aż zrobiło mi się jej trochę szkoda. Jednak nie mogłem jej tego okazać.
-Tylko tyle chciałaś? Dobra nie tłumacz się. Nikomu nie powiem jeśli o to ci chodzi.- powiedziałem oschle.- Powiem ci jedno. Zachowałaś się jak dziwka.  Zwykła szmata, najebałaś się i przespałaś ze Slash’em. Chociaż dobrze ci zapłacił? Myślałam, że jesteś inna. Idź już.
-Wiesz co? Odbiło ci… Jesteś pojebany. O co ci chodzi? – po jej policzku zaczęła płynąć łza. – Czemu się tak zachowujesz?! Nic z tego nie rozumiem. Nie masz prawa nazywać mnie dziwką. Rzeczywiście lepiej będzie jak pójdę. – wybiegła z płaczem z kuchni, a potem z domu. Miałem ochotę ją zatrzymać, przytulić, pocałować, ale nie mogłem coś w środku mi nie pozwalało.  Po chwili do kuchni przyszła Hope.
- Co się stało? To przeze mnie?  Kim ona jest dla ciebie? – spytała lekko przerażona.
- Nic, nic się nie stało. Nie to nie przez ciebie. A ona… Jest dla mnie…. Nikim.- powiedziałem. - Chodź pokażę ci resztę domu.- wyszliśmy z kuchni i zacząłem pokazywać jej dom.

czwartek, 10 stycznia 2013

...

Bardzo przepraszam że ostatnio nic nie pisze, ale nie mogę. Mam w głowie jakiś zarys ale nie umiem tego opisać. Ogólnie rok 2013 zaczął się dla mnie nieciekawie, smutno i ogólnie dość niemiło. Jak tylko uda mi się napisać coś sensownego to wstawię. Tymczasem proszę o komentowanie poprzednich rozdziałów. To na prawdę ważne. Informuje kilka osób a nie wszystkie komentują, więc apel do wszystkich czytelników KOMENTUJCIE!!!
Trzymajcie się
Alex