Dobra na razie musicie się zadowolić takim oto króciutkim wstępem.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Zapraszam do czytania i komentowania!
Początek
Los Angeles, 6 sierpień
1996 r.
-Gdyby 12 lat temu ktoś powiedział mi, że moje życie będzie
wyglądać tak jak teraz to bym go zwyczajnie wyśmiała. To co przeszłam przez minione 12 lat zmieniło
mnie nieodwracalnie, już nie ma we mnie
tamtej grzecznej dziewczynki z dobrego domu.
Pomimo tego, że przez te wszystkie lata życie rzucało mi kłody pod nogi
teraz w końcu mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, Po tylu latach
wędrówki, wzlotów i upadków, w końcu mogę powiedzieć , że ja, Julie Hellman,
jestem bardzo zadowoloną ze swojego życia, 34 latką. – powiedziała uśmiechnięta
niebieskooka blondynka siedząca na trawie obok brunetki, najpewniej jej
przyjaciółki, oraz patrząca na dwójkę bawiących się przed nimi dzieci.
-Też bym tak chciała…- odezwała się cichutko brunetka.
-Zobaczysz teraz już będzie tylko lepiej. On się naprawdę stara, w końcu mu się uda.
Jestem pewna, że wkrótce będziecie ze sobą bardzo szczęśliwi. Daj mu trochę czasu, uwierz kochanie znam go
bardzo dobrze, zawsze był dla mnie jak brat. On… On się po prostu zagubił w tym
wszystkim, ale wreszcie odnajdzie swoją drogę, waszą drogę, musisz mu tylko
troszeczkę pomóc. – powiedziała blondynka i lekko się uśmiechnęła do swojej
rozmówczyni.
-Obyś miała rację… Julie a czy ty… Czy ty nie żałujesz, że
wam nie wyszło? Że tyle lat o niego walczyłaś, ale ci się nie udało?
-Oczywiście że żałuję, ale co mam na to poradzić. Widocznie
tak miało być, tak musiało być. Nie jesteśmy razem, ale myślę, że oboje
jesteśmy szczęśliwi. Ja na pewno jestem. Mam nadzieje, że on… Oh, że Duff też
jest szczęśliwy. Mamy Mię- wskazała brodą na dziewczynkę która właśnie kopała
dołek w ziemi.- i ona już zawsze będzie
nas łączyć. Mimo, że nie jesteśmy razem jako para czy małżeństwo to razem jesteśmy
dla niej rodzicami i to się nigdy nie zmieni.
Trochę spieprzyłam sprawę, zostawiłam go gdy najbardziej mnie
potrzebował, ale czasu nie cofnę i nie zmienię tego co już się stało. Dlatego
właśnie ty nie możesz się poddawać musisz walczyć o swoją, o waszą miłość.
Wiesz ja się zwyczajnie poddałam. Miałam już dość wiecznych awantur, zdrad,
alkoholu, narkotyków i pewnego dnia nie wytrzymałam i po prostu odeszłam. Teraz
trochę tego żałuję, bo mogłam walczyć dalej może teraz bylibyśmy razem? Kto
wie… Ale teraz też jest dobrze. Dave jest dla mnie dużym wsparciem. Mam
nadzieję że on i Duff też kiedyś się dogadają. Są przecież naprawdę bardzo
ważnymi osobami w życiu moim i Mii.
-Naprawdę cię podziwiam… Dobra ja już chyba muszę lecieć.
Nie chce żeby on za długo zostawał sam w domu z resztą chyba sama to rozumiesz
no nie?
- Tak, tak jasne idźcie już.- obdarzyła brunetkę szczerym
uśmiechem.
- Mikey chodź idziemy! Pożegnaj się z Mią i z ciocią.-
brunetka zawołała rozbawionego malca.
-Pa pa Mia! Pa pa ciociu! –krzyknął trzylatek i złapał za
rękę swoją mamę.
-Paaa! –krzyknęła złotowłosa dziewczynka.
- Pa ! I Jenny pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.-
blondynka wzięła swoją pięcioletnią córeczkę za rączkę i odeszły w stronę ulicy
na której mieszkają. Dokładnie 12 lat temu Julie słyszała te same słowa od
swojej matki, jednak dziś miała
wrażenie, że tamte słowa nic nie znaczyły.
Evanston, Illinois
(Przedmieścia Chicago), 6 sierpień 1984
r.
Czy mając wszystko, pieniądze, rodzinę i szczęśliwe życie,
można chcieć to porzucić i zacząć wszystko od zera? Julie jeszcze nie rozumiała
podjętej przez siebie decyzji, ale wiedziała, że to bardzo ważny krok w jej
życiu. Postanowiła porzucić swoje dotychczasowe życie i wyjechać na studia do
Los Angeles. Rodzice obiecali dać jej tyle pieniędzy, żeby starczyło ej na trzy
pierwsze miesiące w Mieście Aniołów, potem będzie musiała radzić sobie sama. Dziewczyna właśnie kończyła pakować swoją
walizkę, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę!!! – krzyknęła.
-Kochanie przyszłam upewnić się czy wszystko w porządku.
Masz wszystko? – spytała kobieta wchodząc do pokoju, która była nieco starszą
kopią Julie, miałą blond włosy spięte w koka i jasna niebieskie oczy, ubrana
była w różowy sweter i jasne dość obcisłe spodnie, miała około 50 lat.
-Tak mamusiu mam wszystko.- odpowiedziała Julie uśmiechając
się do swojej matki.
-Wiesz… Nie musisz przecież tego robić. Kupilibyśmy ci
mieszkanie w Chicago, tam mogłabyś iść na studia, skoro w North Western ci się
nie podobało. Nie musisz jechać aż do
Kalifornii.
-Mamo ale ja naprawdę tego chcę. Chcę się usamodzielnić, żyć
sama. Jesteście dla mnie z tatą naprawdę wspaniali, dajecie mi wszystko czego
tylko pragnę, ale już czas żebym wyleciała z gniazda.
-Skoro taka jest twoja decyzja… Pamiętaj tylko, że zawsze
możesz na nas liczyć. Zawsze. I zawsze,
ale to naprawdę zawsze będziesz mogła do nas wrócić.
-Wiem, mamo, wiem. Kocham Cię.- dziewczyna przytuliła matkę
i dyskretnie otarła łzy ze swoich policzków.- Dobra nie rozklejajmy się. Kończę
pakowanie i jedziemy na lotnisko. Mieszkanie będzie gotowe tak?
-Tak, tak. Będzie w nim wszystko meble sprzęty itd.
-Jeszcze raz bardzo wam dziękuje. – ucałowała matkę w
policzek.
-Oh kochanie nie ma za co. Przecież jesteś naszą
najukochańszą jedyną córeczką.- powiedziała kobieta po czym wyszła z pokoju
córki.
Dziewczyna dokończyła w spokoju pakowanie i po półtorej
godziny stała wraz z rodziną na lotnisku.
-No to chyba pora już
się pożegnać…- powiedziała cicho Julie.
-Chyba tak- odpowiedziała smutno matka- Kochanie uważaj na
siebie- przytuliła dziewczynę.
-Córeczko… Nie wejdź w złe towarzystwo- ojciec przytulił ją
mocno.
-Jasne tatusiu.- odpowiedziała po czym nerwowo się uśmiechnęła.
-No siostra, nie zapomnij o mnie… Za cztery lata dołączę do
ciebie.- powiedział jej czternastoletni brat przytulając ją szybko.
-Jasne młody.- powiedziała i cmoknęła brata w czoło na co on
się tylko lekko skrzywił.
Po wyściskaniu wszystkich ponownie dziewczyna ruszyła w
stronę okienka odprawy. Pół godziny później siedziała już w samolocie. Za
dziesięć minut miała wystartować. Wyjęła z plecaka notesi długopis, otworzyła na
pierwszej stronie i napisała:
Julie Hellman ur. 13
stycznia 1962r.
Studentka prawa w UCLA.
6 sierpnia 1984r. ------- POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA
Potem schowała notes, odłożyła plecak i w cierpliwości
czekała na start. Start symbolizujący rozpoczęcie jej całkiem nowego życia.
Samodzielnego życia, wolnego życia.
Dobrze, że wróciłaś! Czyli mamy nowy początek życia Julie :) Lubię jak piszesz, teraz tylko pozostało mi czekać na następny :)
OdpowiedzUsuńOooooo!
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie i chcę dowiedzieć się więcej, WIĘCEJ! ;D
Nowe życie, nowy start a z drugiej strony znamy już zakończenie (chodź może nie do końca, no ale dobra). Będzie Duff, "On", dwie przyjaciółki i dwie córeczki jednej z nich i McKagana. Zapowiada się super ;)
Ok, to pierwszy rozdział, więc zbyt wiele nie ma co komentować, ale ogółem zapowiada się fajnie ;>
OdpowiedzUsuńTylko zastanawiam się co do tego początku, bo opisałaś tam bardzo okreslone wydarzenia i tak jakby ograniczyłaś się, bo później będziesz musiała trzymać się tych ram. Chyba, że już dokładanie wiesz jak ma to wszystko wyglądać... Z resztą, co ja tam wiem? :D