niedziela, 30 listopada 2014

Welcome to my breakdown...

Dobra jestem szalona, ale uwaga uwaga jest kolejny!
Następny nie wiem kiedy się pojawi, bo za pewne będzie ciężko z czasem. Właśnie dlatego póki mam czas to dodaje. Trochę to mnie przeraża, że tak codziennie dodaję, no ale trudno się mówi i żyje się dalej. :)
Ten rozdział chyba jest troszkę chaotyczny. Zawiera sporo przemyśleń. Z resztą sami zobaczcie. Nie będę się rozpisywać.
Drogi czytelniku, jeśli tu jesteś proszę pozostaw coś po sobie. Nawet najmniejszy Twój pozostawiony ślad wywoła uśmiech na mojej twarzy.

Zapraszam do czytania.

Poranek był ciężki, jak to zazwyczaj po imprezie. Miałam wrażenie, że w ustach mam Saharę. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej tuż obok mojego łóżka. Dziesiąta trzydzieści, pora wstawać. Rozejrzałam się, Jenny nie było w łóżku, musiała wstać przede mną. Zwlekłam się z łóżka, wzięłam coś do ubrania i powędrowałam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam i pomalowałam. Gotowa poszłam do kuchni, gdzie ku mojemu zdziwieniu siedział Nikki razem z Jenny, jedząc sobie w najlepsze śniadanie i ucinając sobie przy tym pogawędkę. Gdy mnie zauważyli ucichli.

-Zrobiliśmy śniadanie.- powiedziała Jenny i szeroko się uśmiechnęła.
-Zrobiliście? Razem? Nikki zawsze unikałeś moich koleżanek…- to prawda, kiedy już jakaś dziewczyna do nas przychodziła to Nikki natychmiast znikał. Uważał, że nie warto tracić czasu dla jakichś małolat.
-Kiedyś musi przyjść zmiana…-odpowiedział i także się uśmiechnął.
  Ja natomiast wzruszyłam ramionami, usiadłam przy stole i nałożyłam sobie jedzenia. Jako, ze mój brat był w wyjątkowo dobrym humorze, zaczął wywlekać kompromitujące historyjki z dzieciństwa ze mną w roli głównej. Czułam się naprawdę zażenowana. Jednak Nikki nie zamierzał się hamować, a Jenny była widocznie rozbawiona. Gdy skończyłam jeść śniadanie postanowiłam wreszcie zabrać głos.

-Nikki nawet nie wiedziałam, że jesteś taki rozrywkowy. Oczywiście imprezy i tak dalej to wiem, ale zabawianie moich koleżanek…- wyraz twarzy mojego brata natychmiast się zmienił, a Jenny przestała się śmiać. No tak troszkę popsułam im świetną zabawę, ale mnie wcale nie bawiło wywlekanie kompromitujących historyjek z dzieciństwa przed moją nową koleżanką. Postanowiłam zmienić temat.- Jenny  widziałam, że na matematyce robiłaś notatki, u mnie z tym bywa różnie. Mogłabyś może pożyczyć mi zeszyt?
-Tak jasne, zostawię ci go.- odpowiedziała i się uśmiechnęła, w sumie to często się uśmiechała, w przeciwieństwie do mnie była bardzo pogodna.- Właściwie to powinnam już się powoli zbierać. John zaraz będzie. – wstała od stołu i poszła do mojego pokoju.
-Naprawdę nie musiałeś mnie tak ośmieszać.- powiedziałam prawie szeptem, tak żeby Jenny na pewno mnie nie usłyszała.
-Oj błagam cię, to nic takiego. - odpowiedział Nikki i odpalił papierosa.
-Miałeś nie palić w domu…
-Mój dom moje zasady.- wyszczerzył się, a ja tylko przewróciłam oczami. Chwilę później Jenny ponownie do nas dołączyła.
-Ogólnie to chciałam przeprosić za wczoraj… Strasznie mi głupio, że aż tak się upiłam. Alex dziękuję, że mnie ogarnęłaś i zabrałaś do domu. Nie wiem co by powiedział John gdyby mnie zobaczył w takim stanie.- powiedziała blondynka.
-Daj spokój, to chyba oczywiste, że się tobą zajęłam, chyba każdy by tak postąpił.-nie prawda nie każdy, moi „znajomi” nigdy by mi nie pomogli w takiej sytuacji.- Z resztą to trochę moja wina, gdyby cię nie wzięła na tą imprezę to do niczego takiego by nie doszło.

Naprawdę męczyły mnie wyrzuty sumienia, nie chodziło bynajmniej o sam fakt wyjścia z nią, bo z tego się cieszę, ale o to, że wzięłam ją do miejsca, które było czymś zupełnie nowym dla niej, a nawet niebezpiecznym. W końcu ustaliłyśmy, ze żadna z nas nie powinna mieć wyrzutów sumienia i, że w sumie ta impreza była całkiem ok. Później Jen poprosiła abym opowiedziała jej coś o życiu w Los Angeles i o moich początkach, o tym jak się tu znalazłam i jak radziłam sobie w pierwszych miesiącach pobytu tutaj. Postanowiłam na początku darować sobie rzewne opowiastki o smutnym dzieciństwie, mamie alkoholiczce, ojcu który zwiał, wiecznych przeprowadzkach i facetach mamy, opowieść o tym jak się tu znalazłam ograniczyłam do minimum. Nie jestem osobą zbyt wylewną. Andy, mimo, że jesteśmy ze sobą już dość długo, wciąż wie o mnie bardzo niewiele, ale myślę, że to go za bardzo nie boli. Chyba niezbyt obchodzi go moja przeszłość, sam także jakoś dużo mi o sobie nie opowiadał, ale ja też nie pytałam.  Wychodzę z założenia, że są rzeczy, które zwyczajnie lepiej zachować dla siebie. Nie warto obciążać kogoś swoimi problemami, już wiele razy przekonałam się o tym, że ludzie bywają bezduszni. Obchodzisz ich tylko wtedy gdy cię potrzebują, gdy mają jakiś problem, jednak jeśli ty masz jakiś problem i nie daj boże otworzysz się przed nimi to uciekają. Wiele razy słyszałam, że dla kogoś moje życie to „za dużo”, że nie wie jak mi pomóc i nie radzi z tym sobie. Właśnie dlatego jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę obciążać innych swoim życiem i problemami. Lepiej założyć maskę i udawać szczęście niż obnażać swoje cierpienie. Nikki przyjął taką samą taktykę. Nigdy nie rozmawia ze mną o jakichś poważniejszych problemach, poważniejszych od niezapłaconych rachunków, kłótni, bójek czy problemów w zespole.  O naszej matce nie rozmawiamy prawie wcale, o jej facetach też, ale i tak temat owiany największą tajemnicą, temat tabu to nasz ojciec. Frank Serafino Ferrana, mężczyzna, który zniszczył naszą matkę, tym samym niszcząc nasze życie, mężczyzna którego nie znam i pewnie już nigdy nie poznam, nawet nie mam najmniejszej ochoty go poznawać. Jedyne co o nim wiem to to, że nas zostawił i, że był złym człowiekiem, to zawsze mówiła nam mama. Gdy byłam bardzo mała to mama jeszcze z nami rozmawiała, zajmowała się nami jak tylko mogła, ale z każdym facetem i kolejnymi rozstaniami było coraz gorzej, zaczynała o nas zapominać. Później były już tylko podróże, matka, dziadkowie, kolejne miasta, kolejne miejsca którym daleko było od słowa „dom”. U dziadków miałam namiastkę szczęścia, ale zawsze coś było nie tak. Nikki wchodził w trudny wiek zaczynał robić problemy, dziadek tego nie tolerował, były awantury, czasem pojawiała się matka, wtedy było tylko gorzej. Często zastanawiam się jakby wyglądało moje życie jeśli ojciec by nas nie zostawił, babcia kiedyś powiedziała, że byłoby jeszcze gorzej, ale tego się nigdy nie dowiem. Jenny chyba miała szczęśliwe życie, przynajmniej wnioskuję to z tego co mówiła. Ma sporą rodzinę, rodzice, ona i trzech braci. Ja zawsze chciałam mieć taką rodzinę i mam nadzieję, że pewnego dnia właśnie taką stworzę.  Może to trochę dziwne marzenie jak dla mnie, w końcu jestem wieczną buntowniczką, kolejnym wyrzutkiem społeczeństwa, dużo piję, pale, a czasem ćpam, przeklinam, wagaruje i ogólnie łamie zasady, jednak wiem, że kiedyś powiem sobie dość i się zmienią, znajdę porządnego męża i założę rodzinę. Musi mi się udać, udowodnię wszystkim, a przede wszystkim matce, że nie jestem jak ona, nie jestem jak Deana Richards i nigdy przenigdy taka nie będę.

Nim się obejrzałam było już południe i przyjechał brat Jenny, punktualny, czyli totalne przeciwieństwo mojego braciszka.  Jenny poszła do mojego pokoju po rzeczy, a ja poszłam otworzyć drzwi.  Zobaczyłam przed sobą niezbyt wysokiego, dość przystojnego blondyna. Uśmiechnął się, a a ten uśmiech odwzajemniałam.

-Pewnie jesteś John.- powiedziałam.  Wyciągnęłam do niego rękę i przedstawiłam się. – Ja jestem Alex.- on delikatnie uścisnął moją dłoń i odpowiedział.
- Tak, John. Miło cię poznać.
-Jenny już się zbiera, więc może wejdziesz i zaczekasz na nią w środku.

John się zgodził i już po chwili rozmawiał z Nikkim w salonie o zespołach, scenie w Los Angeles i o szeroko pojęte muzyce. John był dość gadatliwy, ale też miły i pogodny, tak jak jego siostra. Zadawał Nikkiemu dużo pytań, ku nie zadowoleniu mojego brata, chyba nie polubił Johna, no cóż, trudno. W końcu wyszło na to, że to Jenny musiała czekać na swojego brata. Gdy John wreszcie dowiedział się chyba wszystkiego czego chciał, pojechali. Zaraz po nich wyszedł Nikki, miał próbę, czyli mogłam liczyć się z tym, że prędko nie wróci, ale to nawet dobrze. Lubię być sama w domu. Mam wtedy zupełnie wolną rękę, mogę słuchać głośno muzyki, robić co chcę, chodzić w czym chcę, to cudowne uczucie. O dziwo miałam zamiar się trochę pouczyć, chyba poważnie wzięłam sobie do serca słowa Nikkiego, nigdy nie chciałam go zawieść. W sumie ma rację, powinnam pokazać światu, że mogę być kimś. Jako, że Jenny zostawiła mi zeszyt od matematyki to właśnie od niej postanowiłam zacząć. Zaraz po przyjeździe do LA starałam się, byłam grzeczną, przykładną uczennicą, jednak później w miarę wchodzenia w „złe towarzystwo” zaczęło się to zmieniać. Żałuję tego, ale nie odwrócę tego co już się stało, pozostaje żyć dalej. Czasami sama nie wiem czego chcę, czy chcę być dobra czy zła. Czasem mam już dość imprez, alkoholu, narkotyków, za każdym razem gdy idę do łóżka z Andym gdzieś w głębi czuję się trochę jak dziwka, innym razem czuje niedosyt, chcę więcej, adrenaliny, łamania zasad, bycia tą niegrzeczną „rebel girl”.  Może coś ze mną jest nie tak, może jestem nienormalna, nie wiem. Zmieniam się jak wzory w kalejdoskopie, czasem gubię się we własnym życiu. Często ucieka mi z rąk, a ja rozpaczliwie staram się je złapać.
Naukę przerwał mi telefon. To był Andy, chciał do mnie wpaść, nie miałam na to ochoty, ale zgodziłam się. Niedługo później już u mnie był. Brał już dzisiaj, mogłam wyczytać to z jego oczy, zachowania, ruchów, mowy. Nie lubiłam go w takim stanie, bywał wtedy chamski, władczy, agresywny, wulgarny, nie lubiłam go takiego. To całkiem zabawne, samej zdarza mi się ćpać, ale nie lubię gdy robią to inni.
Był napalony. To tylko kolejny problem. Nie chciałam, żeby mnie dziś dotykał. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Stał się natarczywy.

-Andy przestań.-wysyczałam. Nie bardzo go to obeszło. Stwierdził, że nie wie o co mi chodzi. Oj wiedział, aż za dobrze. Nadal był nachalny w końcu nie wytrzymałam. Wyrwałam mu się. – Idź stąd! Słyszysz? Wypierdalaj, już!
-Boże o co ci chodzi… Odezwij się jak ochłoniesz.- i wyszedł, a ja znowu zostałam sama, ale nie miałam już siły by się uczyć.

Położyłam się na łóżku i rozpłakałam. Ryczałam jak dziecko. To śmieszne jak jedna chwila może całkowicie człowieka rozwalić, cały mój dobry nastrój prysł. O dziwo gdy pomyślałam o Jenny i Johnie zrobiło mi się lepiej. Byli tacy pogodni, pozytywni.  Nie wiem czy ich szczęście jest szczere, prawdziwe, ale myślę, że tak. Mam nadzieję, że to nie jest tylko maska.
Pierwszy raz całkiem poważnie pomyślałam o tym, że może to już czas żeby zakończyć mój toksyczny związek. Na początku będzie cierpienie, to na pewno, ale kiedyś cierpienie się skończy, a później może wreszcie nadejdzie szczęście.

Nikki wrócił późno w nocy, był pijany i bynajmniej nie był sam. Super, czyli jestem skazana na wysłuchiwanie jęków jakiejś panienki, którą po wszystkim wywali za drzwi. Jeśli chodzi o przygody na jedną noc to był podobny do matki, jednak podstawową różnicą było to, że jego kochanki nigdy nie jadły z nami śniadania i całe szczęście. Z moim niewyparzonym językiem mogłabym dla takiej dziewczyny być bardzo nie miła, a chyba żadne z nas by tego nie chciało. Postanowiłam zignorować to co działo się za ścianą i odpłynęłam do krainy snów, zasypiałam z nadzieją na to, że kolejny dzień będzie lepszy. 






piątek, 28 listopada 2014

What the hell am I doing here?

Szybko dodaję, ale jestem chora, w dodatku w mojej głowie kłębi się zbyt wiele złych myśli, a blog i to opowiadanie daje mi jakieś ukojenie, to moja odskocznia.
Tym razem trochę dłużej.
Zapraszam do czytania!
Oczywiście komentarze bardzo mile widziane!

Zapraszam też do zakładki " Obsada", która wraz z opowiadaniem będzie się zmieniać.


Kiedy lekcje się skończyły natychmiast popędziłam do wyjścia. Na dziedzińcu, oparty o murek, stał już Andy. Podeszłam do niego, a on mnie objął i pocałował.

-Cześć kotku.- wyszeptał mój brunet
- Nie byłeś w szkole…- odpowiedziałam udając troszkę obrażoną.
-No nie byłem i nie sądzę, że się w ogóle w niej pojawie w tym roku.
-Rzucasz szkołę?
-Tak.
-A ja? Zostawisz mnie tu samą?- Andy tylko wzruszył ramionami, objął mnie ramieniem i powiedział.
-Chodźmy.
-Czekaj… Poznałam dziś taką Jenny, jest z New Jersey, zaproponowałam jej żeby poszła z nami.
-Ech, no dobra to czekamy… -przewrócił oczami i odpalił papierosa.

Czasami mnie tak bardzo denerwował. Zawsze uważał się za lepszego od innych, to jego znajomi byli najlepsi, to co on robił było najbardziej szalone, a jego rzeczy były najfajniejsze. Był jaki był, ale w sumie kochałam go, mimo, że to w sumie przez niego nie zdałam, przez niego miałam gorsze stosunki z Nikkim to on był powodem moich problemów, jednak nie przeszkadzało mi to.

Po paru minutach ze szkoły wyłoniła się Jenny, pomachałam do niej, a ona zaczęła iść w naszą stronę. Widziałam, że Andy nie był zbyt zadowolony z tego iż to właśnie Jenny będzie nam towarzyszyć. Trochę go rozumiałam, ona była z troszkę innej bajki, była po prostu grzeczna, a my… My byliśmy już pochłonięci i zepsuci przez to miasto. Do najgrzeczniejszych na pewno nie należeliśmy.
Gdy Jen do nas podeszła przedstawiłam sobie ją i Andyego i ruszyliśmy  w dobrze znaną mi stronę.
Nasze ulubione miejsce nie zachwycało wyglądem, ale ja je bardzo lubiłam, a była to stara opuszczona willa. Zauważyłam, że Jenny ten widok trochę nie przekonywał, w dodatku Andy chyba ją lekko wystraszył swoim wyglądem. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że ją tu zabrałam, przecież ona jest z zupełnie innego świata.

-No to jesteśmy.- powiedziałam wchodząc do budynku, odwróciłam się i uśmiechnęłam do Jenny, która niepewnie go odwzajemniła.

 Złapałam szybko dwa piwa i jedno z nich podałam swojej nowej koleżance. Impreza się zaczęła!
Widziałam, że Jenny wzbudziła zainteresowanie paru chłopaków, nic dziwnego, jest atrakcyjna. Panowie jednak zaczęli się robić dość mocno napastliwi, postanowiłam więc uratować Jenny i wyciągnęłam ją na zewnątrz.

-Dzięki.- powiedziała gdy już siedziałyśmy na obrośniętej bluszczem, kamiennej ławce.
-Nie ma sprawy. Nie bywasz chyba często na imprezach, co?- powiedziałam popijając piwo.
-No nie, właściwie to pierwszy raz w ogóle piję alkohol… W New Jersey rodzice nie pozwalali mi na zbyt wiele.
-A teraz pozwalają na więcej?
-Nie. Przyjechałam tu z bratem, on pewnie też się wkurzy jak wrócę, ale z nim to akurat nie będzie większych problemów.
-Też mieszkam z bratem. Pewnie też będzie na mnie zły, ale mam to gdzieś.  Może przyniosę nam jeszcze piwa, ok?- wróciłam do środka nie czekając na odpowiedź. 

W środku spotkałam totalnie pijanego i naćpanego Andyego, strasznie mnie wkurwił. Co prawda ja też byłam już po kilku piwach, ale jakoś zawsze wkurzało mnie jak Andy jest w takim stanie. Nagle jakby spod ziemi pojawił się przede mną Kevin, już wiedziałam co to oznacza, zaraz ja też będę naćpana. Chłopak bez słów podał mi woreczek z białym proszkiem, który już po chwili był pusty. Trochę się ogarnęłam, złapałam kilka butelek i wróciłam do Jenny.

-Przepraszam, że tak długo. Spotkałam starego znajomego, musieliśmy chwilę pogadać. – powiedziałam podając jej butelkę piwa.
-Nie ma sprawy.- odpowiedziała po czym wzięła spory łyk złocistego napoju.

Resztę imprezy spędziłyśmy na gadaniu o wszystkim i o niczym, okazało się, że w sumie nawet sporo rzeczy nas łączy, słuchamy podobnej muzyki, lubimy podobne filmy.
Późnym wieczorem byłam już mocno wstawiona, a Jenny jeszcze bardziej, szczerze mówiąc prawie nie było z nią kontaktu, postanowiłam, że zabiorę ją do swojego domu. Był piątek więc spokojnie mogła u mnie przenocować. Kevin był zupełnie trzeźwy więc odwiózł mnie i Jenny do domu. Troszkę bałam się reakcji Nikkiego na to, że przyprowadzam do domu kompletnie nawaloną koleżankę, ale niestety nie miałam innego wyjścia, nie mogłam tak po prostu jej zostawić na tej imprezie.

Gdy dotarliśmy na miejsce objęłam ramieniem Jenny i powlekłam za sobą do domu. Otworzenie drzwi trzymając jednocześnie prawie nieprzytomną koleżankę było niemal niemożliwe, ale jakoś dałam radę. Nikkiego chyba zwabiło stukanie zamka, bo niemal natychmiast pojawił się przy drzwiach.

-O wróciłaś? Co tak wcześnie? Przecież mogłaś równie dobrze wrócić za tydzień…-o tak był zły.- I kto to jest? Alex, może byś się tak w końcu odezwała…
-To jest Jenny i wybacz niestety nie bardzo mogę teraz z tobą rozmawiać bo zapowiada się że Jenny będzie wymiotować…- odpowiedziałam i szybko popędziłam z dziewczyną do łazienki.

Siedziałam z nią tam z dziesięć minut. Po wszystkim Jen poczuła się znacznie lepiej, odzyskałam z nią kontakt. Przyniosłam jej jakieś swoje ciuchy i ręczniki i poleciłam wziąć prysznic, w tym czasie poszłam do kuchni, gdzie już czekał na mnie mój starszy brat. Jakby nigdy nic zaczęłam robić herbatę, a Nikki się we mnie wpatrywał. Oczywiście nie był by sobą gdyby nie przerwał tej błogiej ciszy.

-No więc, nie masz mi nic do powiedzenia?- powiedział.- Co tu się dzieje?
-Chyba widzisz co się tu dzieję, robię herbatę dla Jenny.- odpowiedziałam i wróciłam do wpatrywania się w czajnik z gotującą się wodą.
-Spójrz na mnie!-niepewnie wykonałam jego polecenie.-Ćpałaś.
-Nie.
-Przecież widzę.
-No i co? Ty też ćpasz…
-Obiecywałaś, że w tym roku się zmienisz… Alex nie może to tak dalej wyglądać. Jeśli tak dalej będzie wrócisz…
-Do matki? Naprawdę tego dla mnie chcesz?
-Nie do matki, do dziadków. U matki byłoby jeszcze gorzej, pozwalałaby ci na wszystko.  Dzidkowie może by cię jakoś ogarnęli. Nie możesz się tak zachowywać.
-Dobrze, że ty jesteś święty, nie pijesz, nie ćpasz, nie ruchasz przypadkowych panienek z klubów… Skończyłeś szkołę i masz porządną pracę.
-Nie jestem święty wiem. Chciałbym żebyś ty była lepsza, chcę żebyś skończyła szkołę, osiągnęła coś w życiu.
-Nie jesteś moim ojcem. To moja sprawa co robię ze swoim życiem.
-Masz rację, nie jestem twoim ojcem, twój, a właściwie nasz ojciec, nas zostawił i ma mnie i ciebie głęboko gdzieś. Ja w przeciwieństwie do niego nie mam ciebie gdzieś i cię kocham. Chcę żebyś stała się w życiu kimś, a ty mi tego nie ułatwiasz. A teraz mi wyjaśnij,  kim do cholery jest ta dziewczyna? 0 no tak weszłam na grząski teren, temat ojca. Nikki nienawidził tego faceta, nawet zmienił imię i nazwisko byleby nie mieć z nim nic wspólnego.
-Przepraszam…-nie musiałam nawet mówić za co, on dobrze to wiedział- To jest Jenny, jest nowa, przyjechała z New Jersey i też mieszka z bratem.
-No ładnie, rozpijasz nowe uczennice… Dobra, myślę, że powinniśmy zadzwonić do jej brata, pewnie będzie się martwił. Weź od niej numer do niego, ja z nim porozmawiam.
-Dobrze, dziękuję.- i ucałowałam Nikkiego w policzek
-Nie ma sprawy, ale naprawdę musisz się zmienić… -przewróciłam tylko oczami.

Zabrałam gotową herbatę i poszłam do swojego pokoju, bo tam kazałam Jenny na mnie czekać. Dziewczyna siedziała na łóżku, była trochę przerażona.
-I co? Twój brat nie jest zły?-spytała.
-Jest ok, ale poprosił o numer do twojego brata, chce mu powiedzieć, że u nas nocujesz.-odpowiedziałam i podałam jej kubek z herbatą.
-No dobrze, to daj mi jakąś kartkę i długopis, zapiszę ten numer.- podałam jej o co poprosiła, po chwili kartka była już gotowa.- Ma na imię John.

Zabrałam od niej kartkę, Nikki wszystko załatwił, podobno John nawet nie był zły. Miał przyjechać po Jen jutro w południe. Gdy wszystko już było załatwione mogłyśmy wreszcie w spokoju pójść spać.
Jenny zasnęła prawie natychmiast, natomiast ja miałam z tym duży problem. W głowie wciąż krążyły mi słowa Nikkiego. Może rzeczywiście pora się ogarnąć, zacząć uczyć, przestać imprezować. Próbowałam odnaleźć w głowie moment w którym tak bardzo się zmieniłam, stoczyłam, to chyba stało się wtedy gdy poznałam Andyego, w gruncie rzeczy to właśnie on pociągnął mnie za sobą na dno. Nawet nie jestem teraz w stanie określić to czy go kocham, denerwuje mnie niezmiernie, flirtuje z prawie każdą napotkaną laską, a miły i kochany jest dla mnie tylko jak jesteśmy zupełnie sami. Dziś całkowicie mnie olał. Nie zadzwonił nawet spytać się czy dotarłam do domu, czy wszystko jest ok. Na imprezie zachowywał się trochę jakbyśmy się w ogóle nie znali. Z drugiej strony on jest moim całym światem, bez niego nie mam nikogo, oprócz jego znajomych nie mam żadnych innych. Gdybym się z nim rozstała nie miałabym nawet z kim się spotkać. Chyba lepiej siedzieć cicho i akceptować jego zachowanie. Przynajmniej dzięki temu nie będę sama.
A co do Jenny, rzeczywiście chyba trochę przesadziłyśmy, nieźle się najebała, aż mi głupio, że to wszystko przeze mnie. Przeproszę ją jutro, mam nadzieję, że nie zrazi się do mnie po tej imprezie. Wydaje się być naprawdę fajną osobą, wiele nas łączy i miło się z nią rozmawia. Fajnie by było zacząć się z nią przyjaźnić. Nigdy nie miałam przyjaciółki, jako córka alkoholiczki zawsze byłam uważana za tą gorszą, a gdy już przyjechałam do LA to byłam zbyt nieśmiała.  Sama nie wiem co mi się stało, że tak po prostu zagadałam do Jenny, zawsze bałam się nowych znajomości, ale cieszę się, że to zrobiłam. Czuję, że ta znajomość dużo zmieni w moim życiu, mam nadzieję, że to będzie zmiana na lepsze.


Zasypiałam z uśmiechem na ustach, pierwszy raz od wielu dni.

Fell on black days... Powroty, ach powroty...

Pewnie nikt tu już nawet nie zagląda, ale jakiś czas temu coś napisałam i pomyślałam, że może mogłabym to tu wrzucić. Zobaczymy czy ktoś to przeczyta czy nie. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się to dociągnąć do końca...
Zapraszam do czytania.
Niezbyt długie ale zawsze coś...

Los Angeles, 1980 rok

Tak długo na to czekałam. Oczywiście trochę się boję, w końcu nie wiedziałam Franka już z 5 lat, ale pragnienie ucieczki ze Seattle było o wiele silniejsze od strachu. Mieszkanie z matką nie należało do najprzyjemniejszych. Ostatnio było z nią coraz gorzej, alkohol lał się litrami, a codziennie rano przy śniadaniu towarzyszył nam inny facet.  Chociaż Frank wyjechał już parę lat temu wiem, że cały czas myślał o mnie i odkładał kasę abym wreszcie mogła z nim zamieszkać no i nareszcie się udało.

Szłam w kierunku wyjścia z terminalu dość niepewnie. A co jeśli go tam nie będzie? Albo jeśli go nie poznam lub on nie pozna mnie? Ludzie idący przede mną wszystko mi zasłaniali. W końcu powoli zza tłumu ludzi zaczął się wyłaniać wysoki, ubrany na czarno chłopak z czarnymi włosami związanymi w kucyka. Uśmiechnął się lekko na mój widok. Przyspieszyłam kroku,  w sumie to po prostu zaczęłam biec by po chwili rzucić mu się w ramiona.

-Wow… Alex, ale urosłaś! Prawie cię nie poznałem.- powiedział Frank kiedy wreszcie wypuścił mnie ze swoich ramion.
-A co myślałeś, że już zawsze będę miała 11 lat?- lekko się zaśmiałam-  Skłamałabym mówiąc, że ty się wcale nie zmieniłeś.. Twoje włosy i masz kolczyk… No, no Frank wyglądasz całkiem ,całkiem,
-Hah, dobra chodź młoda pora jechać do domu. Pewnie jesteś zmęczona co? Przygotowałem ci pokój.
Frank jeszcze coś mówił, ale ja już nie słyszałam, tylko szłam grzecznie do samochodu, a po moim policzku wolniutko spływała łza, łza szczęścia. Po tylu latach znowu razem. Ja i mój starszy brat. Dawno, a nawet bardzo dawno nie byłam tak szczęśliwa. Kochałam go jak nikogo. Zastępował mi ojca, a czasem nawet matkę. Troszczył się o mnie, bronił mnie, mimo, że sam miał mało lat i niewiele mógł. Zawsze był przy mnie, nawet przez ostatnie pięć lat. Starał się dzwonić jak często tylko mógł, pomagał mi z różnymi problemami i ciągle obiecywał, że mnie stamtąd  zabierze i będziemy razem. Obietnicy dotrzymał.

Zatrzymaliśmy się przed dość starą kamienicą. Frank wyjął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na mnie niepewnie. I powiedział.
-Wiesz... Moje mieszkanie nie jest jakieś zbyt luksusowe, ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie w ogóle to jak wyglądało jego mieszkanie i czy było luksusowe czy nie, ważne, że nie było w nim matki ani tych obleśnych kolesi na jedną noc, za to miałam być w nim ja i Frank.
-Na pewno mi się spodoba. Nie martw się.- odpowiedziałam po czym Frank się lekko uśmiechnął, wyszliśmy z samochodu, zabraliśmy moje rzeczy i poszliśmy do mojego, naszego nowego domu.

To był dzień, który był dopiero początkiem mojego nowego, szalonego życia.


Los Angeles, 1982 rok

Budzik dzwonił już od dobrych pięciu minut, jednak ja miałam to totalnie gdzieś. Nie miałam najmniejszej ochoty zwlekać się z łóżka i iść do szkoły. Szczególnie, że miał to być mój pierwszy dzień w nowej klasie, bynajmniej nie zmieniłam jej z własnej woli, po prostu nie zdałam, no cóż, bywa…
Wiedziałam, że zaraz do mojego pokoju wpadnie wkurwiony Nikki, ale szczerze mówiąc miałam to totalnie gdzieś. Sam nie skończył żadnej szkoły, więc niech mnie też nie zmusza, nie jestem dzieckiem, mam już osiemnaście lat.

Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
-Alex, wstawaj!- wrzasnął mój ukochany braciszek tuż nad moją głową.
-Spierdalaj…- wymamrotałam i nakryłam głowę poduszką.
-Kurwa Alex, obiecywałaś, że teraz będzie inaczej. To pierwszy dzień szkoły, nie chcę już dziś mieć nieprzyjemnej rozmowy z twoją dyrektorką.
-Przesadzasz.
-Nie. Do jasnej cholery, wstawaj w tej chwili! Za pięć minut chce widzieć cię gotową do wyjścia.

Drzwi zamknęły się z hukiem, a jakżeby inaczej. Dobra chyba rzeczywiście nie ma żartów, trzeba wstawać. Wygramoliłam się z łóżka i leniwie przetarłam oczy. Złapałam szybko pierwsze lepsze ciuchy i poczłapałam w stronę łazienki, gdzie jako tako ogarnęłam swoje włosy, ubrałam się i lekko umalowałam. Oczywiście  towarzyszyły temu wszystkiemu pospieszające mnie krzyki Nikkiego. Po jakichś piętnastu minutach wyszłam z łazienki, złapałam jakieś książki i skierowałam się w stronę drzwi, gdzie już czekał na mnie mój kochany starszy brat, cały czerwony ze złości. Oho będzie wykład, trudno jakoś to przeżyje.

Droga do szkoły minęła mi w milczeniu, a właściwie tylko ja milczałam, bo Nikki całkiem żywiołowo się produkował, mówił coś o tym, że i tak dość mamy problemów, że nie powinnam ich dostarczać jeszcze więcej i że mogłabym w końcu zacząć zachowywać się tak jak przystało na osiemnasto- latkę. Gdy dojechaliśmy do szkoły rzuciłam krótkie „pa”, w odpowiedzi usłyszałam „miłego dnia” na co tylko się skrzywiłam, po czym poszłam w stronę szkoły.
Gdy weszłam o klasy byłam już lekko spóźniona. Matma, trochę kiepsko, ale jebać.
Oczywiście wspaniała, kochana matematyczka, nie omieszkała skomentować moje przybycie.

-Panna Alessandra Ferrana, cieszę się niezmiernie, że zaszczyciłaś nas dziś swoją obecnością. – wyskrzeczała  nauczycielka.
-Ta ja też…- odpowiedziałam i zajęłam miejsce na końcu sali.

Lekcja jak zwykle była straszliwie nudna, po jakimś czasie z nudów zaczęłam rozglądać się po klasie. Po mojej prawej siedziała jakaś dziewczyna, nie widziałam jej wcześniej w tej szkole, musiała być nowa, wszystko dokładnie notowała, nie mogła być też z LA… Po prostu wyglądała tak, hmmmm, nieskazitelnie, czysto. Widać, że to miasto jej jeszcze nie zniszczyło.  W sumie, nie znałam bliżej prawie nikogo w tej szkole, oprócz mojego chłopaka Andyego, może to dobra okazja żeby kogoś poznać, ona na pewno będzie szukała kogoś z kim mogłaby pogadać na przerwach czy spotkać się po lekcjach.

Gdy zadzwonił dzwonek postanowiłam natychmiast działać. Podeszłam do blondynki i szybko wypaliłam.
-Hej, jestem Alex, a ty?
-Cześć, jestem Jenny, Jenny Bongovi.- odpowiedziała mi i niepewnie się uśmiechnęła.
-Jesteś nowa, prawda? Nie widziałam cię tu wcześniej?
-Tak, tydzień temu tu przyjechałam. Jestem z New Jersey.
-Spoko. To pewnie nie znasz jeszcze nikogo. Może chciałabyś gdzieś wyskoczyć po lekcjach co?
-No… Jasne- szeroko się uśmiechnęła
-Ok, to po lekcjach przy wyjściu.
-Dobra.

Jednak ten dzień nie jest taki zły, może wreszcie znalazłam przyjaciółkę. Oczywiście będę musiała ją troszkę podrasować, ale to nie będzie takie trudne. Dzięki Nikki, że zmusiłeś mnie do wstania z łóżka.




niedziela, 18 maja 2014

KONIEC

Dobra, wiem wiem zjebałam.
 Tego nie będę juz kontynuować.
Napisałam coś nowego, właściwie to dopiero piszę. Nie wiem jak to wyjdzie, ale zapraszam was tam.




Przepraszam.