piątek, 28 listopada 2014

Fell on black days... Powroty, ach powroty...

Pewnie nikt tu już nawet nie zagląda, ale jakiś czas temu coś napisałam i pomyślałam, że może mogłabym to tu wrzucić. Zobaczymy czy ktoś to przeczyta czy nie. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się to dociągnąć do końca...
Zapraszam do czytania.
Niezbyt długie ale zawsze coś...

Los Angeles, 1980 rok

Tak długo na to czekałam. Oczywiście trochę się boję, w końcu nie wiedziałam Franka już z 5 lat, ale pragnienie ucieczki ze Seattle było o wiele silniejsze od strachu. Mieszkanie z matką nie należało do najprzyjemniejszych. Ostatnio było z nią coraz gorzej, alkohol lał się litrami, a codziennie rano przy śniadaniu towarzyszył nam inny facet.  Chociaż Frank wyjechał już parę lat temu wiem, że cały czas myślał o mnie i odkładał kasę abym wreszcie mogła z nim zamieszkać no i nareszcie się udało.

Szłam w kierunku wyjścia z terminalu dość niepewnie. A co jeśli go tam nie będzie? Albo jeśli go nie poznam lub on nie pozna mnie? Ludzie idący przede mną wszystko mi zasłaniali. W końcu powoli zza tłumu ludzi zaczął się wyłaniać wysoki, ubrany na czarno chłopak z czarnymi włosami związanymi w kucyka. Uśmiechnął się lekko na mój widok. Przyspieszyłam kroku,  w sumie to po prostu zaczęłam biec by po chwili rzucić mu się w ramiona.

-Wow… Alex, ale urosłaś! Prawie cię nie poznałem.- powiedział Frank kiedy wreszcie wypuścił mnie ze swoich ramion.
-A co myślałeś, że już zawsze będę miała 11 lat?- lekko się zaśmiałam-  Skłamałabym mówiąc, że ty się wcale nie zmieniłeś.. Twoje włosy i masz kolczyk… No, no Frank wyglądasz całkiem ,całkiem,
-Hah, dobra chodź młoda pora jechać do domu. Pewnie jesteś zmęczona co? Przygotowałem ci pokój.
Frank jeszcze coś mówił, ale ja już nie słyszałam, tylko szłam grzecznie do samochodu, a po moim policzku wolniutko spływała łza, łza szczęścia. Po tylu latach znowu razem. Ja i mój starszy brat. Dawno, a nawet bardzo dawno nie byłam tak szczęśliwa. Kochałam go jak nikogo. Zastępował mi ojca, a czasem nawet matkę. Troszczył się o mnie, bronił mnie, mimo, że sam miał mało lat i niewiele mógł. Zawsze był przy mnie, nawet przez ostatnie pięć lat. Starał się dzwonić jak często tylko mógł, pomagał mi z różnymi problemami i ciągle obiecywał, że mnie stamtąd  zabierze i będziemy razem. Obietnicy dotrzymał.

Zatrzymaliśmy się przed dość starą kamienicą. Frank wyjął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na mnie niepewnie. I powiedział.
-Wiesz... Moje mieszkanie nie jest jakieś zbyt luksusowe, ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie w ogóle to jak wyglądało jego mieszkanie i czy było luksusowe czy nie, ważne, że nie było w nim matki ani tych obleśnych kolesi na jedną noc, za to miałam być w nim ja i Frank.
-Na pewno mi się spodoba. Nie martw się.- odpowiedziałam po czym Frank się lekko uśmiechnął, wyszliśmy z samochodu, zabraliśmy moje rzeczy i poszliśmy do mojego, naszego nowego domu.

To był dzień, który był dopiero początkiem mojego nowego, szalonego życia.


Los Angeles, 1982 rok

Budzik dzwonił już od dobrych pięciu minut, jednak ja miałam to totalnie gdzieś. Nie miałam najmniejszej ochoty zwlekać się z łóżka i iść do szkoły. Szczególnie, że miał to być mój pierwszy dzień w nowej klasie, bynajmniej nie zmieniłam jej z własnej woli, po prostu nie zdałam, no cóż, bywa…
Wiedziałam, że zaraz do mojego pokoju wpadnie wkurwiony Nikki, ale szczerze mówiąc miałam to totalnie gdzieś. Sam nie skończył żadnej szkoły, więc niech mnie też nie zmusza, nie jestem dzieckiem, mam już osiemnaście lat.

Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
-Alex, wstawaj!- wrzasnął mój ukochany braciszek tuż nad moją głową.
-Spierdalaj…- wymamrotałam i nakryłam głowę poduszką.
-Kurwa Alex, obiecywałaś, że teraz będzie inaczej. To pierwszy dzień szkoły, nie chcę już dziś mieć nieprzyjemnej rozmowy z twoją dyrektorką.
-Przesadzasz.
-Nie. Do jasnej cholery, wstawaj w tej chwili! Za pięć minut chce widzieć cię gotową do wyjścia.

Drzwi zamknęły się z hukiem, a jakżeby inaczej. Dobra chyba rzeczywiście nie ma żartów, trzeba wstawać. Wygramoliłam się z łóżka i leniwie przetarłam oczy. Złapałam szybko pierwsze lepsze ciuchy i poczłapałam w stronę łazienki, gdzie jako tako ogarnęłam swoje włosy, ubrałam się i lekko umalowałam. Oczywiście  towarzyszyły temu wszystkiemu pospieszające mnie krzyki Nikkiego. Po jakichś piętnastu minutach wyszłam z łazienki, złapałam jakieś książki i skierowałam się w stronę drzwi, gdzie już czekał na mnie mój kochany starszy brat, cały czerwony ze złości. Oho będzie wykład, trudno jakoś to przeżyje.

Droga do szkoły minęła mi w milczeniu, a właściwie tylko ja milczałam, bo Nikki całkiem żywiołowo się produkował, mówił coś o tym, że i tak dość mamy problemów, że nie powinnam ich dostarczać jeszcze więcej i że mogłabym w końcu zacząć zachowywać się tak jak przystało na osiemnasto- latkę. Gdy dojechaliśmy do szkoły rzuciłam krótkie „pa”, w odpowiedzi usłyszałam „miłego dnia” na co tylko się skrzywiłam, po czym poszłam w stronę szkoły.
Gdy weszłam o klasy byłam już lekko spóźniona. Matma, trochę kiepsko, ale jebać.
Oczywiście wspaniała, kochana matematyczka, nie omieszkała skomentować moje przybycie.

-Panna Alessandra Ferrana, cieszę się niezmiernie, że zaszczyciłaś nas dziś swoją obecnością. – wyskrzeczała  nauczycielka.
-Ta ja też…- odpowiedziałam i zajęłam miejsce na końcu sali.

Lekcja jak zwykle była straszliwie nudna, po jakimś czasie z nudów zaczęłam rozglądać się po klasie. Po mojej prawej siedziała jakaś dziewczyna, nie widziałam jej wcześniej w tej szkole, musiała być nowa, wszystko dokładnie notowała, nie mogła być też z LA… Po prostu wyglądała tak, hmmmm, nieskazitelnie, czysto. Widać, że to miasto jej jeszcze nie zniszczyło.  W sumie, nie znałam bliżej prawie nikogo w tej szkole, oprócz mojego chłopaka Andyego, może to dobra okazja żeby kogoś poznać, ona na pewno będzie szukała kogoś z kim mogłaby pogadać na przerwach czy spotkać się po lekcjach.

Gdy zadzwonił dzwonek postanowiłam natychmiast działać. Podeszłam do blondynki i szybko wypaliłam.
-Hej, jestem Alex, a ty?
-Cześć, jestem Jenny, Jenny Bongovi.- odpowiedziała mi i niepewnie się uśmiechnęła.
-Jesteś nowa, prawda? Nie widziałam cię tu wcześniej?
-Tak, tydzień temu tu przyjechałam. Jestem z New Jersey.
-Spoko. To pewnie nie znasz jeszcze nikogo. Może chciałabyś gdzieś wyskoczyć po lekcjach co?
-No… Jasne- szeroko się uśmiechnęła
-Ok, to po lekcjach przy wyjściu.
-Dobra.

Jednak ten dzień nie jest taki zły, może wreszcie znalazłam przyjaciółkę. Oczywiście będę musiała ją troszkę podrasować, ale to nie będzie takie trudne. Dzięki Nikki, że zmusiłeś mnie do wstania z łóżka.




2 komentarze:

  1. A ja tu zajrzałam. Powiem, że mnie zaskakujesz... ha. Ale miło. Cieszę się, że wróciłaś i powiem, że ja mam to zamiar czytać, bo ostatnio coś u mnie z tym słabo. Jest tyle blogów, ale tak naprawdę wszystkie istnieją sobie od jakiegoś czasu i w sumie to nie chce mi się nadrabiać, a nie wiele nowych.. więc cieszę się, że mam już... e 4 blogi do czytania. Super.

    Ferrana i Bongiovi... te nazwiska coś mi mówią i to bardzo dużo. Ha, czyżbyś porwała się na połączenie w jednym opowiadaniu dwóch odległych sobie zespołów tak jak ja? Chociaż może jest to łatwiejsze zadanie, bo jednak Motley i Bon Jovi nie mieli chyba tak napiętych stosunków jak z Guns N Roses... a nawet przez pewien czas się chyba lubili. W sumie, to ja się tam w to nie zagłębiałam, ale patrząc po zdjęciach i chyba wspólnej trasie, czy coś... a do tego Richie Sambora ożenił się z byłą żoną Tommy'ego... I wszystko jasne.
    Chyba zaczyna mi się to podobać, bo w sumie chyba coś nowego. Ostatnio czym w sumie tylko o Aerosmith i chyba zaczyna mi się przejadać.
    Pisz, pisz.. zobaczymy co z tego wyniknie, a ja tu będę zaglądała!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przeczytałaś!
    Leżę teraz chora, więc tak sobie pomyślałam kurczę, może wrócę do bloga.
    Wstawiłam to, ale nie spodziewałam się jakichkolwiek komentarzy, a tu patrzę jest komentarz i to jeszcze od Rose!
    Poprawiłaś mi humor. :)
    W sumie całą historię mam już gotową, więc mam nadzieję, że tym razem mi się uda dociągnąć wszystko do końca.

    OdpowiedzUsuń