środa, 7 sierpnia 2013

2. Samotność

Długo mnie nie było to teraz będę was zasypywać rozdziałami chyba... Dobra kolejny znów nie zbyt długi, ale mam nadzieje że się spodoba ;)
Polecam włączyć sobie Hurt- Nine Inch Nails podczas czytania moim zdaniem troszkę pasuje co prawda nie do treści ale jakoś tak nastrój itd. Z resztą kończę przynudzać i zapraszam do czytania :)
PS: KOMENTUJCIE




Samotność
Po około 2 godzinnym locie, Julie w końcu znajdowała się w Los Angeles. Złapała taksówkę, która zawiozła ją do jej nowego domu. Był to mały, czteropiętrowy,  apartamentowiec, w dość bogatej dzielnicy. Jej mieszkanie, a właściwie apartament, miało dwa poziomy. Składało się z trzech sypialni na piętrze, każda z sypialni miała własną łazienkę, oraz z salonu, biura, kuchni i toalety na dole. Jedna z sypialni miała również balkon, a z salonu można było wyjść na dość duży taras na którym było sporo roślin, parasol, dwa leżaki i stolik z czterema krzesłami.  Całe mieszkanie było bardzo jasne, dzięki wielkim oknom i białym ścianom.  Wszystkie pomieszczenia były urządzone w podobnym stylu, królowała tam biel i błękit z zielonymi akcentami, które dawały rośliny. Julie bardzo się spodobało,  zaniosła swoje walizki do sypialni z balkonem, która miała również mini garderobę. Zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Ubrania równo ułożyła na półkach w garderobie, kosmetyki w na półeczkach w łazience. Wszystko było pięknie uporządkowane. Julie była pedantką, uwielbiała porządek w domu, ale także w życiu.  Gdy skończyła rozpakowywanie zeszła na dół do kuchni zaparzyła sobie kawę i poszła do salonu, usiadła na białej dużej sofie na której ułożone były błękitne poduszki, postawiła filiżankę z kawą na stoliku, który znajdował się przed nią, i sięgnęła po telefon stojący obok sofy na małej szafeczce. Szybko wybrała numer i usłyszała sygnał połączenia po chwili w słuchawce odpowiedział jakiś głos:
-Halo?
-Cześć mamo! Już jestem na miejscu. Tu, tu jest naprawdę cudownie. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za wszystko.
-Och córeczko nie ma za co, przecież my to wszystko dla ciebie, tak bardzo cię kochamy powinnaś to wiedzieć. A teraz mów jak minął lot?
-Dobrze… Eh naprawdę nie mogę uwierzyć, że będę tu mieszkać, tu jest wspaniale i jeszcze to mieszkanie. Jezu, jesteście tacy kochani. Dobra mamo zadzwonię jutro, teraz chce trochę pospacerować poznać okolicę itd.
-Jasne Julie tylko uważaj na siebie i nie siedź całą noc w jakichś zapyziałych klubach, wiesz jaka hołota tam przyłazi…
-Mamo przecież znasz mnie, cało nocne imprezy to nie dla mnie.
-Tak, tak wiem… Moja mała rozsądna córeczka.
-No już nie taka mała! Dobra mamo to pa.
-No pa kochanie.
Julie odłożyła słuchawkę, wzięła filiżankę z kawą i wyszła na taras. Usiadła przy stoliku i zaczęła myśleć. Myśleć o swojej przyszłości. Za miesiąc zaczynała studia, trochę się tego wszystkiego bała, nowi ludzie, wykładowcy, nowe miejsce, środowisko.  Już w Evanston nie miała za wielu przyjaciół, zawsze była dość nie śmiała i skryta. Trudno nawiązywała kontakty z innymi, nie była zbyt rozmowna, a oprócz tego była bogata i to bardzo. Wszyscy jej znajomi z góry zakładali, że jest nadęta i nie warto się z nią zadawać. Po pewnym czasie Julie już sobie odpuściła, nie starała się zapraszać koleżanek na kawę do domu bo wiedziała, że i tak odmówią, a nawet jeśli by przyszły to następnego dnia obgadywały by ją i mówiły wszystkim jaka to ona jest bogata. Ona chciała być taka jak inni, nie chciała się wyróżniać, nie chciała być podwożona do szkoły przez szofera, a w wakacje latać z rodzicami do tropikalnych krajów. Właśnie rodzice, to był kolejny problem, owszem kochała ich bardzo jednak martwiło ją to że traktowali wszystkich z wyższością.  Oni byli bardzo nadęci, nie masz pieniędzy, jesteś nikim. Julie czasem w ogóle ich nie rozumiała, jednak akceptowała ich takimi jacy są, w końcu to jej rodzice.  Był taki czas, że bardzo żałowała, że to właśnie oni są jej rodzicami.
 Gdy miała 8 lat koleżanka z klasy zaprosiła ją na urodziny. Miała na imię Edith, pochodziła z niezbyt zamożnej, wielodzietnej rodziny. Julie była przeszczęśliwa z powodu tego zaproszenia, na reszcie czułą, że ktoś ją lubi. Bardzo szczęśliwa wróciła do domu i natychmiast poleciała do rodziców aby pochwalić się, że Edith ją zaprosiła.
-Mamo, mamo!-  krzyczała dziewczynka biegnąc do salonu.
-Tak Julie? Coś się stało? – spytała jej matka podnosząc głowę znad książki.
-Tak! Wyobraź sobie, że dziś Edith zaprosiła mnie na swoje przyjęcie urodzinowe!- krzyknęła dziewczynka. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Julie zachowuj się jak na dobrze wychowaną dziewczynkę przystało i nie krzycz. – upomniał ją ojciec.
-Robercie nie denerwuj się…- powiedziała matka po czym zwróciła się do Julie- Jaka Edith? Edith Rayson?
-Tak Edith Rayson. Będę mogła iść prawda?- spytała dziewczynka a w jej oczach można było dostrzec płomyczki nadziei.
-Do Raysonów? Julie ci ludzie… Oni nie są dobrym towarzystwem dla ciebie.- odpowiedziała matka.
-My… My jesteśmy od nich lepsi. Oni to niż społeczny, naprawdę lepiej jeśli nie pójdziesz tam.- powiedział tata.
-Ale pierwszy raz ktoś mnie gdzieś zaprosił. Proszę… Mi nie przeszkadza, że oni są jakimś niżem. Edith jest naprawdę fajna.-powiedziała dziewczynka a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy.
-Nie, Julie wykluczone. Twoja noga nie postanie w domu tych… Tych ludzi. A teraz idź do siebie odrobić lekcje. No na co czekasz? Julie proszę cię idź odrobić lekcje. – powiedziała matka i wróciła do czytania książki.
Dziewczynka pobiegła na górę, do swojego pokoju, ledwo powstrzymując łzy. Tego dnia przepłakała niemal całą noc. Nie rozumiała decyzji swoich rodziców, dla niej wszyscy ludzie byli równi. Bez względu na pieniądze czy wygląd.
Od tamtej pory była skazana na samotność, w szkole dzieci nie chciały z nią rozmawiać, a nawet jeśli już ktoś ją zaprosił do siebie to i tak prawie zawsze rodzice nie pozwalali jej pójść. Bez przyjaciół a nawet bliższych znajomych skończyła szkołę, a potem poszła na studia, do North Western. Miała blisko no i rodzice też skończyli tą szkołę. Jednak tam było tak samo znów samotność, znów wmawianie jej, że jest lepsza od tych wszystkich ludzi. Matka co chwile umawiała ją z jakimś nadętymi lalusiami, jednak oni wcale nie interesowali Julie. Po wielu godzinach rozmów i błagań w końcu  udało jej się przekonać rodziców, aby mogła przenieść się do LA.  Wiele ludzi przyjeżdżało tu w pogoni za marzeniami, chcieli zacząć nowe, lepsze życie. Julie również  chciała zacząć wszystko od nowa. W końcu nie była tłamszona przez rodziców, w końcu mogła robić co chciała, zadawać się z kim chciała. Na reszcie mogła żyć.   Podczas tych przemyśleń uświadomiła sobie, że jej życie nigdy nie było tak szczęśliwe jak jej się zdawało. Nigdy nie miała przyjaciół, chłopaka, zawsze była bardzo samotna. Tu w LA mimo że była zupełnie sama czuła się mniej samotna niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Po wypiciu kawy, wzięła szybki prysznic i postanowiła przejść się po mieście.  Wzięła torebkę i wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi. Wyszła na spokojną ulicę. „Eh coś czuje, że tu nie znajdę zbyt wielu fajnych ludzi” pomyślała patrząc na bogate wille otaczające budynek w którym mieszkała.  Ruszyła przed siebie, w sumie nawet nie wiedziała gdzie idzie. Po 20 minutowym marszu budynki trochę  się zmieniły. Były o wiele bardziej obskurne, a ulice były brudne. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, w końcu postanowiła spytać się kogoś gdzie w ogóle jest i jak stąd dotrze do centrum. Na chodniku zauważyła jakąś kobietę wiec podeszła i przykucnęła przy niej.
-Prze… Przepraszam panią.- powiedziała cicho. Kobieta podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się, jednak nie był to szczery uśmiech.
-Malutka ty to się chyba trochę zgubiłaś co?- spytała chrypiącym głosem kobieta. Wtedy Julie zauważyła  coś przerażającego. Ręce kobiety były całe pokute, a obok niej leżała pusta strzykawka.
-Tak zgubiłam się… Ale czy z panią wszystko w porządku ? Nie potrzebuje pani pomocy?
-Coś ty mała… Nigdy nie było lepiej, jest zajebiście.
-Mhm… A mogłaby pani mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem? Jak nazywa się ta dzielnica?
-Mam na imię Jill ale wszyscy mówią mi Daisy. Ładnie co? A ta dzielnica to moje królestwo, to raj a zarazem dzika dżungla. To Skid Row kochaniutka, Skid Row zapamiętaj to. Tu żyją moi bracia i siostry. Tu wszyscy się kochamy, ale miłość zawsze ma swój koniec.  To trochę jak labirynt bez wyjścia, tu zaczynasz żyć, ale i tu kończysz swój żywot.-słowa Daisy trochę przeraziły Julie-   A ty złotko jak masz na imię?
-Daisy…-szepnęła Julie- Ja? Ja jestem Julie, Julie Hellman. Mogłaby mi pa… Mogłabyś mi wskazać drogę do centrum?
-Jasne złotko. Chodź za mną- powiedziała Daisy i dość szybko wstała. Teraz Julie mogła się jej dokładnie przyjrzeć.  Gdy Julie ją zobaczyła na chodniku myślała, że ma ona około 40 lat, jednak teraz patrząc na nią stwierdziła że może mieć 25 lat. Daisy miała długie brązowe włosy, bardzo rozczochrane. Była dość niska i wychudzona. Miała wiele zadrapań, jej ubrania były trochę podarte. Ogólnie była raczej jedną z tych osób na widok których ludzie się krzywią i omijają je szerokim łukiem. Jednak Julie coś w niej intrygowało. Jeszcze nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że Daisy jest interesującą osobą.
-No to Julie nie jesteś stąd co? –odezwała się Daisy. Dziewczyny szły już od dobrych pięciu minut.
-Aż tak widać?- spytała zmieszana Julie a Daisy tylko zaśmiała się leciutko pod nosem- No nie jestem stąd. Właściwie to mieszkam tu dopiero od dzisiaj.
-I jak pierwsze wrażenie?
-Ymmm jest tu bardzo fajnie…
-Tak wiem, Skid Row to raczej nie twój świat, ale uwierz tam naprawdę da się żyć. Trzeba tylko się przyzwyczaić.  A ile masz lat, jeśli mogę spytać?
-22 a ty?
-26 wyglądam na więcej co nie? Eh nie musisz nic mówić sama to wiem. To wszystko przez to jak żyje. Zresztą co tu gadać chyba sama widziałaś gdzie żyje.
Potem szły w ciszy. Po parunastu minutach dotarły do celu.
-No to Julie tu się chyba rozstaniemy. –powiedziała  Daisy
-Chyba tak… Daisy, czy to… Czy z tobą naprawdę wszystko w porządku ? – spytała Julie wskazując na ręce Daisy.
-Kochanie ze mną nigdy nie jest, nie było i nie będzie dobrze, ale nikt nie może mi pomóc jeśli sama sobie nie pomogę. Uwierz nie chcesz znać moich problemów. A teraz żegnaj Julie Hellman. I pamiętaj nigdy nie pozwól sobie stoczyć się i wejść do tego labiryntu z którego nie ma już wyjścia.- odpowiedziała Daisy.
-Dziękuję ci za wszystko- powiedziała Julie Ale Daisy już odeszła.
Julie przez około godzinę chodziła po ulicach miasta, zrobiła zakupy, a potem gdy poczuła się już zmęczona wsiadła do taksówki i pojechała do domu. 

Tej nocy nie mogła spać jej myśli wciąż krążyły wokół Daisy. 

11 komentarzy:

  1. No to jestem! :D
    Hmm... ciekawie się zaczyna. Nowe życie i to bez nadzoru rodziców, może być ciekawie ;)
    Jeśli mogę prosić, informuj mnie o nowych :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział :) http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/08/rozdzia-111-what-about-love.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, no to zaczyna się ciekawie. Po pierwszym rozdziale nie było widać, że Julie jest zamożna, a zachowanie rodziców, no coż po prostu nieludzkie. Choć zastanawia mnie to, że Julie jest pedantyczna... Wcześniej, czy później pozna Gunsów i co będzie wtedy z tym pedantyzmem? :D Chyba, że zajmie się czym innym i już o tym zapomni :D
    Czekam na kolejny rozdział :> Możesz informować?
    http://never-too-young-to-die.blogspot.com/

    PS. Ja też zaczęłam nowe opowiadanie. Właśnie pod tym linkiem, zapraszam do przeczytania :D
    PPS. Proszę Cię, wyłącz weryfikację obrazkową! Bo z tym nie da się żyć i to cholernie zniechęca do komentowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej nawet nie wiedziałam ze mam weryfikacje wydawało mi się że wyłączyłam. oczywiście już wyłączam mnie też u innych wkurza wiec rozumiem. co do poprzedniego rozdziału troche sobie utrudniłam sprawe ze wstępem z przyszłości, ale mam już zaplanowane co i jak wiec chyba nie będzie źle. będe infromować i na twojego nowego bloga też zajrze i jeszcze musze skomentowac ostatni rozdział na starym :P
      Dizś dopiero wróciłam do domu bo mieszkałam pare dni u koleżanki wiec w najbliższym czasie pojawi się kolejny rozdział

      Usuń
  4. Zapraszam na nowy rozdział xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com - następny rozdział, znowu ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Powracam do żywych. Nowy rozdział u mnie :)
    http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na rozdział 114 na xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com :)
    (to wciąż ta sama Michelle.)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś nominowana do Liebster Blog Award. ---> http://shelovedhimyesterday.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  9. xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com - nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na nowy rozdział: http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń